GS/0000 SKĄD TE NAZWY? 06/2001
ZADNI MNICH
[Zadni Mnich]
Zadni Mnich (2172 m) od północy, z Dolinki za Mnichem. Z lewej Przełączka pod Zadnim Mnichem (nad nią uskok Cubryny), z prawej Ciemnosmreczyńska Przełączka i Ciemnosmreczyńska Turnia.
Fot. Włodzimierz Puchalski
Zadziorna turnia Zadniego Mnicha (2172 m) intryguje turystów już podczas ich wędrówki do Morskiego Oka. Widać ją począwszy od Łysej Polany, najpierw na tle dalszych grzbietów. Mniej biegli przewodnicy wskazywali ją z daleka jako właściwego Mnicha, od którego jest o 102 m wyższa. W XIX wieku górale przyrównywali ją do głowy cukru i zwali Cukrową Skałą (cukier trzcinowy sprzedawany był kiedyś w postaci spiczastych "głów"). W opisie próby wspinaczki na Mięguszowiecki Franza Herbicha w r. 1832 ("Taternik" 1974 s.122) występuje z tej okolicy nazwa Kukrowa, z pewnością nieudolnie zapisana "Cukrowa", co pół wieku później potwierdzi Ignacy Szyszyłowicz, który chodził tu w latach 1879–82 i – jak pisze – nazw używa tak, "jak je w ustach ludu spotykamy". W artykułach kilka razy wzmiankuje obecnego Zadniego Mnicha z nazwą Głowa Cukru (np. w "Spraw. Komisyi Fizyjograficznej" t. XIX 1885 na s. 32 "Przełęcz pomiędzy Głową cukru a Mięguszowieckim" czy na s. 48 "od Mnicha do przełęczy Głowa Cukru – Mięguszowiecki"). Była to więc zasiedziała nazwa ludowa, zresztą nierzadka w górach, jak np. Cukrowa Skała w Pieninach, Cukrová homol'a w Dolinie Zadzielskiej, Pan di Zucchero w murze Civetty czy Zuckerhütl w Alpach. Na przełomie XIX i XX w., kiedy głowy cukru wyszły z handlu, juhasi zwali turnię Mniszką, Mnichową Babą, Organistą. Pisał Walery Eljasz w VI wydaniu swego przewodnika (1900, s. 132): "Stąd [z podnóży Opalonego Wierchu] widne są dwie stożkowe turnie od zachodu, z których bliższą nazwano Mnichem, a dalszą Mniszką." Nazwy "Mnichowa Baba" jeszcze ćwierć wieku temu używał baca Jasiek Murzański, aczkolwiek z połowy XIX w. mamy sygnały, że wtedy "Babą" był Mięguszowiecki, co byłoby zgodne z praktyką tworzenia takich opozycyjnych dubletów: chudy dziad i hruba baba (Małe Pieniny, Mała Łąka).
Mimo oryginalności, turnia nie była oznaczana na mapach, nie miała też koty – jeszcze w r. 1911 Roman Kordys publikował w "Taterniku" swój pomiar aneroidowy (2180 m). Zdobyto ją w r. 1904 i wtedy wynikła potrzeba wprowadzenia stalszej nazwy. Nie sięgnięto do tradycji ludowej, lecz przyjęto niefortunną formę "Mnich II" (też Mnich Drugi, Mnich 2-gi). Jako jeden z pierwszych użył jej w druku Adam Kroebl w "Przeglądzie Zakopiańskim" 1905 s. 90. W "Pamiętniku TT" 1905 donosił o roku 1904: "Wrzesień. Dn. 13-go. Janusz Chmielowski z Klimkiem Bachledą wychodzą na niezwiedzony jeszcze, bardzo trudny Szczyt Mnicha Nr. II-gi, w grani między Cubryną a Wrotami Chałubińskiego." Notatkę Chmielowskiego pt. "Mnich II" zamieścił "Taternik" 1907 s.107. Równolegle Chmielowski puścił w obieg wersje niemiecką i węgierską. Podał je na łamach Rocznika Węgierskiego Tow. Karpackiego 1905: "Am 13. September [1904] die Erstbesteigung des »Mönchs II.« (= kühn geformter Felsgipfel im Grate zwischen der Czubrina und dem Chalubińskitore)." Zaruski już w r. 1914 w felietonie "Słowa Polskiego" krytykował "Mnicha II", słusznie zżymając się na "rzymskie II". Pisał: "Turnia przezwana przez turystów Mnich II (2172 m), nosiła zawsze nazwę Organista. Owce pędzili juhasi na stoki ku Organistowi." Jednak parę lat wcześniej w piśmie "Zakopane" (1909) sam używał nie tylko "Mnicha II" ale nawet "Mnicha I", co nota bene "Taternik" praktykował częściej ("Wierchy" mają "Mnicha I-go" jeszcze w r. 1925!).
Tak się wyjątkowo złożyło, że wersję przyjętą dzisiaj pierwsi zaproponowali nie Polacy, lecz Węgrzy. Autor tej notatki miał szczęście wędrować po okolicach Morskiego Oka z węgierskim taternikiem i autorem przewodników, Gyulą Komarnickim. "To ja pierwszy nazwałem Mnicha II Zadnim Mnichem" – chwalił się leciwy już wówczas Gyula. Nastąpiło to przed r. 1910, w 1909 "Hátsó Barat (Barát II)" – "der hintere Mönch (Mönch II)" został podany w druku przez Lajosa K. Horna, choć Rocznik MKE pozostawał przy "Barát (Mönch) II" (1910, 1911). Komarnicki używał nowej formy w swojej części tomu III "Ausführlicher Wegweiser der Hohen Tatra" 1914. W "Hochgebirgsführer der Hohen Tatra" (1918) w t. IV pisze na s. 417: "eine verblüffend schlanke Felsnadel der Hintere Mönch (ung. Hátsó Barát, poln. Drugi Mnich)."
Propozycję Węgrów spolszczył w "Mnicha Zadniego" dopiero Mieczysław Świerz, o czym informuje przypisami w "Przewodniku po Tatrach Polskich i Zakopanem" w wydaniach I (1919, s. 153) i II (1923, s. 176) "Nazwę tę wprowadzamy dla turni, zwanej dotąd w literaturze tatrzańskiej Mnichem IIgim." Jak każda nowa nazwa, choć zgrabniejsza, i ta była przez część autorów ignorowana. Tak np. ułomną starą wersję utrzymywał Tadeusz Zwoliński na wszystkich wydaniach swej mapy Tatr Polskich – aż po VII z r. 1932. W postaci "Druhý mních" przejęli ją też od Polaków autorzy czechosłowaccy, sporadycznie korzystając z propozycji węgierskiej w brzmieniu "Zadný mních". Ciekawostką jest cytowany wyżej przypis Świerza, jedyny tego rodzaju u tego autora i w ogóle w naszych przewodnikach tatrzańskich, których twórcy swe bardziej lub mniej udane koncepty nazewnicze narzucali czytelnikom, nie informując ich o tym, że sami je – jak ironizował Zaruski – "w ciszy swych gabinetów" wymyślają.
W tomie II "Przewodnika po Tatrach" (1908) Chmielowski zaproponował też nazwy przełęczy: "Południowo-Wschodnią" i "Północno-Zachodnią Przełęcz pod Mnichem II-im" (s. 101). Na łamach "Taternika" były one zapisywane niejednolicie (por. 1908 s. 93–94, 1910 s. 96). Przełączka od strony Cubryny stanowiła dogodne przejście do Doliny Piarżystej i była używana już około 1880 r., a dr Szyszyłowicz zwał ją myląco "Przełęczą Mięguszowiecką". Nazwy Chmielowskiego nie przyjęły się i w literaturze posługiwano się omówieniami, jak np. w "Taterniku" 4/1911 s.69. W "Tatrach Wysokich" Chmielowskiego i Świerza (t. II s. 65) dla przełączki NW nie ma osobnej nazwy, natomiast dla tej od strony Cubryny pojawia się żywa do dziś "Przełączka pod Zadnim Mnichem". Niewygodną "Północno-Zachodnią Przełęcz pod Mnichem II-im" Chmielowskiego w r. 1930 ostatecznie wyrugował "Taternik": "Ciemnosmreczyńska Przełączka (...) Nazwy tej używamy tutaj po raz pierwszy dla przełączki między Ciemnosmreczyńską Turnią a Zadnim Mnichem" (2/1930 s.43). W taternickiej literaturze słowackiej i czeskiej przyjęto – znowu na wzorze polskim – dla przełączki SE nazwę "Štrbina pod Druhým mnichom (Mníchom)" a dla NW "Piargová štrbina" (u Janoški 1923 jeszcze bez nazwy), co Ivan Houdek w "Krásach Slovenska" 12/1956 s. 59 uznał za... relikt wołoski. Tyle o zmiennych losach nazw jednej niewysokiej turni i dwóch niezbyt ważnych przełęczy.
Józef Nyka
(skrót większego opracowania)
GS/0000 SUKCES NA KANGCHENJUNDZE 06/2001
Piotrowi Pustelnikowi gratulujemy 10. ośmiotysięcznika, a także stylu, w jakim zrealizował swoją wyprawę. Pamiętał nawet o jej bieżącej dokumentacji w internecie, skąd czerpiemy poniższe informacje. Skład Inernational New Millenium Kangchenjunga Expedition tworzyli: Piotr Pustelnik (kierownik), Piotr Klepacz (lekarz – obaj z Polski), Hector Ponce de Leon z Meksyku, pani Arceli Segarra Roca z Hiszpanii, Gonzalo Velez z Portugalii, Szwajcarzy Rian Duthers i Marcus Stofer oraz trzej Amerykanie – Russell McBride, Raymond D. Caughron (58) i Martin W. Schmidt. Wyprawa była tej wiosny jedyną w masywie Kangchenjungi. Niepogoda hamowała rozwój akcji, prowadzonej od południowo-zachodniej strony. Obóz I stanął 21 kwietnia, II (6900 m) 2 maja. Stofer i Caughron wycofali się z udziału w zbyt dla nich trudnym przedsięwzięciu.
8 maja cały zespół ruszył w górę zamierzając przeć aż do szczytu. 12 maja udało się przebić przez seraki a następnego dnia wykonać trawers Wielką Półką. Biwak w szóstkę w 2 namiotach w szczelinie (7600 m) był bardzo niewygodny. Nazajutrz jeden z namiotów przesunięto 200 m wyżej. W nocy wyruszano w pojedynkę. Ponieważ Hector i Arceli stracili czucie w nogach, dali za wygraną i wycofali się. Pozostałym sporo kłopotu sprawiło wyszukanie drogi do grani zachodniej, zwłaszcza że pogoda zaczęła się wyraźnie psuć. Ostatecznie wykorzystali 45-stopniowy kuluar, a zachodnia grań doprowadziła ich aż do szczytu, na którym 15 maja 2001 o godz. 14 stanęli Piotr Pustelnik (49), Brian Duthers (33), Martin W. Schmidt (41) i Gonzaleo M.S.B. Velez (43). Jedynie Piotr Pustelnik korzystał z wsparcia tlenowego. Zejście nastąpiło bez komplikacji i nikt nie doznał poważniejszych odmrożeń. Pani Arceli Segarra (32), znana z amerykańskiego filmu IMAX, pokazującego jej wejście na Everest we wrześniu 1996 roku, zamierzała być drugą kobietą na Kangchenjundze, nie udało jej się to jednak, niestety.
[Kangchenjunga]
Mur Kanchenjungi od południa. Od lewej: Yalung Kang (8505 m), Kangchenjunga (8586 m), Kangchenjungi Środkowa (ok. 8500 m) i Południowa (ok. 8500 m).
Zdjęcie wyprawa PKG 1978.
Kangchenjuna (Kangchendzönga, 8586 m) jest trzecią co do wysokości górą świata i jedną z najtrudniejszych. Pierwsi weszli na nią 20 maja 1955 Anglicy George Band i Joe Brown, pierwsi (i dotąd jedyni) w zimie byli 11 stycznia 1986 Jerzy Kukuczka i Krzysztof Wielicki. Jako pierwsza (i dotąd jedyna) kobieta szczyt zdobyła Ginette Harrison w maju 1998 roku. W długim grzbiecie masywu wznoszą się 3 wybitne boczne szczyty o wysokości ok. 8500 m, a więc mieszczące się w pierwszej dziesiątce najwyższych punktów ziemi: Yalung Kang oraz Kangchenjungi South i Central. Z dumą możemy odnotować, że na obie ostatnie pierwsi weszli w r. 1978 Polacy: 19 maja Eugeniusz Chrobak i Wojciech Wróż i 22 maja Wojciech Brański, Zygmunt Heinrich i Kazimierz Olech. Yalung Kang padł łupem Japończyków 14 maja 1973 r. (Yutaka Ageta i Takao Matsuda). Językoznawców od lat niepokoi nazwa szczytu: jedni wywodzą ją z sanskrytu, drudzy – bogatsi w argumenty – z narzeczy tybetańskich (Kang Chen = Wielki Śnieg), przy czym człon "-dzönga" zdaje się bardziej odpowiadać miejscowej wymowie, niż angielski -junga. (jn)
GS/0000 W ALPACH AUSTRIACKICH 06/2001
Marek Grochowski (59) wybiera się latem na Kamet (7756 m), ja z kolei (57) myślę o łatwym szczycie 6-tysięcznym w Peru. Na przełomie maja i czerwca postanowiliśmy potrenować w Alpach. Zaczęliśmy od Wysokich Taurów. W towarzystwie Iwony Mosiej-Skłodowskiej oraz Oli i Mirka Jastrzębskich wspięliśmy się 30 maja na Grosses Wiesbachhorn (3570 m) – północnozachodnią granią (Kaindlgrat). Pogoda i śnieg były tego dnia (a raczej nocy) niekorzystne – zamiast firnu papka, temperatura zaś sporo powyżej 10 stopni, nie mówiąc o wietrze. Z tych to powodów musieliśmy zrezygnować z planowanej wcześniej drogi Welzenbacha na NW ścianie. Trzy dni później po wspaniałym śniegu i przy pogodnym nocnym niebie wdrapaliśmy się nad ranem (Iwona, Marek i ja) na najwyższy z wierzchołków grupy Reichenspitze w Zillertaler Alpen. Ma on wysokość 3303 m, a grań kopuły szczytowej była wspaniale zalodzona. Gdy w południe wyjeżdżaliśmy z Mayrhofen, zaczynał sypać śnieg.
Andrzej Skłodowski
GS/0000 PIERWSZE W TRZECIM TYSIĄCLECIU 06/2001
Oba wiosenne spotkania oldbojów mamy już za sobą. "Zlot Pokutników" w skałkach odbył się przy niezłej pogodzie i średniej frekwencji, przy czym sporo osób wpadało na parę godzin samochodami, skład zgrupowania był więc płynny. Namiotów stało mniej niż w poprzednie lata, część uczestników nocowała u Rościszewskiego. Z Warszawy przyjechali m.in. Stefan Kozłowski, Zbigniew Krysa, Zenon Węgrzynowicz, ze Śląska Andrzej Popowicz i Adam Zyzak, z Wrocławia Alek Lwow, z Krakowa Bała, Biel, Worwa, Słupscy, zza oceanu – Mandowie. W sumie doliczyłam się przeszło 70 osób. Przy ognisku tradycyjnie przemówił Karol Jakubowski. Wspomnieniom nie było końca, ale piwa w beczce zostało sporo, bo kondycja już nie ta, co kiedyś.
W tydzień później, w dniach 1–3 czerwca spotkaliśmy się nad Morskim Okiem. Pogoda była zmienna, chłodna i wietrzna, z soboty na niedzielę padało, ale na zdjęcia pamiątkowe wypogodziło się i pół dnia świeciło słońce. Honory pań domu pełniły z niezmiennym wdziękiem Marysia i Joasia Łapińskie. Mszę Św. przy kapliczce odprawił o. Leonard z Wiktorówek, lektorem był Jurek Niewodniczański. Podczas kolacji zaśpiewaliśmy "sto lat" Zygmuntowi Mikiewiczowi ze Śląska, któremu stuknęła dziewięćdziesiątka. Po moim wystąpieniu czytała swoje wiersze Anna Milewska-Zawadowa, zabrał też głos Andrzej Wilczkowski. Po kolacji były śpiewy, a potem Ania wyświetliła serię slajdów z różnych okresów życia Andrzeja Zawady. Starą gwardię reprezentowali m.in. Zygmunt Grabowski, Zdzich Dziędzielewicz, Ryszard W. Schramm – "Dziędziel" wszedł na Szpiglasową Przełęcz. Byli Skoczylasowie z Warszawy, Janek Serafin, Jerzy Michalski, Hanka Skoczylas, Janusz Onyszkiewicz, Basia Momatiuk, Marek Janas, Teresa Rubinowska, po raz pierwszy Jacek Żukowski – wyliczać można by długo. Wysłaliśmy zbiorowy list gratulacyjny do stuletniej już Zofii Paryskiej, a także pozdrowienia do tych, którzy uczestniczyli w spotkaniach, tym razem jednak dojechać nie zdołali. Niestety, ubywa stałych bywalców, choć "dorastają" nowi. Wszyscy zgodnie twierdzili, że znów było świetnie i wszystkiego – nawet pogody – w sam raz. Do zobaczenia w Międzynarodowym Roku Gór – w czerwcu 2002.
Barbara Morawska-Nowak
GS/0000 JASKINIA BRZOZOWA 06/2001
Największą nową jaskinią odkrytą w Polsce w latach 1990 i jednym z większych w ogóle odkryć jaskiniowych dokonanych u nas w tym okresie, jest Jaskinia Brzozowa, znajdująca się na terenie Wyżyny Krakowsko-Wieluńskiej (por. GS 04/2001). Ma ona długość 645 m i głębokość 18,5 m oraz znaczną – i to nie tylko jak na ten rejon – rozciągłość (czyli odległości między skrajnymi punktami), wynoszącą 94 metry. Aktualnie jest to trzecia co do długości jaskinia na tym terenie. Znajduje się ona w środkowej części Wyżyny Częstochowskiej, ok. 30 km na południowy-wschód od Częstochowy. Lej krasowy, stanowiący jej wlot, był znany od dawna miejscowej ludności, i – jak stwierdzają odkrywcy – "w późniejszym czasie służył jako śmietnik dla okolicznych rolników, którzy wrzucali weń kamienie i padlinę". Próby eksploracji były podejmowane już w latach 1970. i 1980. – głównie przez grotołazów śląskich. Dopiero we wrześniu 1999 r. do problemu zabrali się poważnie grotołazi z Harcerskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego z Brzeszcz. Przeprowadzili stosowne "prace górnicze" i po wydobyciu na powierzchnię sporej ilości urobku, w czasie trzeciej akcji w dniu 26 września 1999 r. weszli do jaskini, odkrywając tego dnia całość jej głównych ciągów. Dalsze działania eksploracyjne w październiku i listopadzie 1999 r. przyniosły odkrycie już tylko kilku mniejszych bocznych odgałęzień. Jaskini nadano nazwę Brzozowa od rosnącego nad wejściem drzewa. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że o odkryciu jaskini po raz pierwszy publicznie poinformowano już na Sympozjum Speleologicznym, które miało miejsce miesiąc później.
[Jaskinia Brzozowa]
Fot. Dziennik Zachodni.
Jaskinia Brzozowa, to wyjątkowy dla tego terenu ciąg poziomo rozwiniętych (na głębokości kilkunastu metrów poniżej otworu) obszernych korytarzy i komór (wysokości do kilku metrów), wielkością porównywalny jedynie do Jaskini Wierzchowskiej. W niektórych miejscach znajduje się bogata szata naciekowa (zdjęcie powyżej), stalaktyty (do 0,5 m długości), w tym stalaktyty sferolityczne i makarony, stalagmity, draperie, zasłony, polewa i żebra naciekowe. W jednym z korytarzy powstał w namulisku zamek błotny (stąd nazwa Zamkowy Korytarz). Znaleziono tu też szczątki kości zwierząt. Ze względu na piękno jaskini i jej wartość naukową, wejście do niej zostało zamknięte zabetonowanym stalowym włazem, a pieczę nad nią sprawuje ekipa odkrywców z HKTJ. Szczegółowy opis i plan jaskini znaleźć można w kwartalniku "Jaskinie" nr 4(21) z 2000 roku, s. 19–21. Penetracja Jaskini Brzozowej jest jednym z największych w Polsce odkryć jaskiniowych ostatniej dekady.
Wojciech W. Wiśniewski
GS/0000 W PARU SŁOWACH 06/2001