GS/0000 100 LAT 04/2001
W dniu 3 maja sto lat ukończy nasza koleżanka klubowa, członkini honorowa KW i PZA, wybitnie zasłużona taterniczka, badaczka Tatr i literatka tatrzańska, Zofia Radwańska-Paryska. W swej 20-letniej historii "Głos Seniora" nie miał dotąd sposobności składania gratulacji z okazji tak niezwykłych urodzin, w dodatku obchodzonych w pełni sił duchowych i przy kontynuacji naukowej pracy. Pani Zofio – dalszych lat służby dla ukochanych Tatr i dla nas wszystkich, w nie gorszym niż dzisiaj zdrowiu i z taką samą ochotą do roboty życzy Pani "Głos Seniora" – także w imieniu setki swoich czytelników, sympatyków Pani i Pani wspaniałych książek. Smutno nam tylko, że radości tego szczęśliwego dnia nie będzie Pani mogła dzielić z Witoldem, tak niedawno odwołanym z Kozińca, choć duchem tu na pewno stale obecnym.
Józef Nyka
[Zofia i Witold Paryscy]
Zofia i Witold Paryscy na szczycie Dwoistej Turni.
W głębi Durny i Łomnica. Fot. Božena Mrhová
GS/0000 TADEUSZ NOWICKI 1926–2001 04/2001
Zmarł 28 kwietnia w Krakowie, a smutna wiadomość dotarła do nas w parę godzin później – od Andrzeja Mandy z Ameryki. Gdyby nie podstępna choroba i śmierć, w połowie lipca święciłby 75. urodziny. Studiował na AGH. W latach 1946–48 poznał wszystkie szlaki Polskich Tatr, w 1946 zapisał się do PTT, a w lipcu 1948 zrobił swoją pierwszą nową drogę – na Miedziane. Chwalił się już wówczas Małą Złotą GOT. Kurs skałkowy i oba kursy tatrzańskie (lato – zima) zaliczył w latach 1949–50, sezon 1949 przyniósł mu serię ładnych przejść, zakończoną cenionym wówczas wschodnim filarem Ganku w towarzystwie Zdzisława Jakubowskiego, Zbigniewa Jaworowskiego i Aleksandra Rokity. Jego najczęstszymi partnerami byli w tym czasie Jerzy Berski i Stanisław Worwa. W r. 1950 uzyskał dyplom instruktora KW, parę lat później był już starszym instruktorem. W 1951 uczestniczył w zimowym obozie wyczynowym, był kierownikiem kursu dla początkujących w Tatrach. Członkiem-uczestnikiem KW został na przełomie lat 1949–50, pół roku później wpisany został do rejestru członków zwyczajnych. Z jego sukcesów tatrzańskich wymienić wystarczy dwa: pierwsze przejście słynnego później Komina Pokutników (8 IX 1951, z Karolem Jakubowskim) i pierwsze przejście zimowe tzw. Grani Morskiego Oka – od Żabiej Czuby po Opalny Wierch (8–11 IV 1953 – z Bielem, K. Jakubowskim i Rubinowskim). Intensywnemu wspinaniu w skałkach i Tatrach towarzyszyła ofiarna praca klubowa. W r. 1950 Tadeusz Nowicki był przewodniczącym Zarządu KK KW, w 1951 sekretarzem Zarządu Głównego KW, 1951 członkiem Prezydium KTG i działaczem Komisji Szkoleniowej Krakowskiego Okręgu PTTK. W czasie I Plenum Komisji Taternictwa ZG PTTK był aktywnym dyskutantem (m.in. autorem projektu Rady Instruktorów), sam nie wszedł jednak do składu Komisji. W utworzonej w 1954 r. Sekcji Alpinizmu PTTK został wiceprezesem do spraw szkoleniowych. Jako sprawny organizator, był powoływany do prowadzenia prestiżowych imprez zbiorowych, np. alpiniady na Orlej Perci latem 1953, opisanej w z. 2 "Biblioteczki Historycznej GS", czy w marcu 1954 – pamiętnej I Ogólnopolskiej Alpiniady Zimowej, którą wespół z Adamem Dobrowolskim zorganizował. Artykuły polemiczne i programowe zamieszczał w "Taterniku", "Górach Wysokich" i pismach turystycznych. Swoje duże doświadczenie sportowe i szkoleniowe przekazał innym wydając w r. 1957 wraz ze zmarłym rok temu (GS 4/00) Adamem Dobrowolskim do dziś używany podręcznik "Taternictwo. Krótki zarys." (s. 218). Uczestniczył w wyjazdach w Alpy – drugie w ogóle przejście NW ściany szwajcarskiego Ochsa w r. 1957 opisał dowcipnie w "Burzy nad Alpami". W r. 1961 kierował bogatym w sukcesy polskim obozem w rejonie Adyłsu w Kaukazie. Obciążenia zawodowo-polityczne (był m.in. szefem Wydziału Ekonomicznego KW PZPR) już w początku lat 60. wyłączyły go z czynnego życia sportowego (w zarządach KW pracował do kadencji 1956–58), pozostał jednak wierny górom i starym przyjaźniom górskim, a swe szerokie wpływy wykorzystywał do wspierania Klubu Wysokogórskiego i jego różnych inicjatyw. "To był naprawdę bardzo wartościowy, bardzo klawy chłop – wspomina Andrzej Manda – świetny kumpel, niezwykle interesujący człowiek, choć komunista z przekonania (jedyny autentyczny, jakiego w całym moim życiu znałem)." Jak nas informuje Barbara Morawska, pogrzeb Tadeusza ma się odbyć 7 maja na Cmentarzu Batowickim w Krakowie. (J. Nyka)
GS/0000 STATYSTYKA KORONY ZIEMI 04/2001
Zainteresowanie tą konkurencją sportowo-turystyczną nie maleje a na jej temat ukazują się coraz to nowe książki. Wiele osób ubiega się o skompletowanie wielkiej siódemki, lista zdobywców jest więc raczej płynna. Niestety dane statystyczne przekazywane w publikacjach są z reguły spóźnione o rok czy dwa, a nierzadko trzy i więcej. Także w polskim wydaniu książki Steve Bella (Pascal 2001) wbrew temu, co napisano na s. 138, redakcja nie zadbała o aktualizację tablic i wykazy nie wykraczają poza pierwszą połowę r. 1999, były więc już w chwili druku książki kompletnie nieaktualne. W rzeczywistości stan z końca r. 2000 przedstawiał się następująco: wejścia z Górą Kościuszki 52 osoby (w tym 7 pań), wejścia z Górą Carstensza 60 osób (8 pań). Serię z obiema górami skompletowały 33 osoby (6 pań), w sumie zdobywców małej i dużej korony było ok. 80, w tym 9 pań. Zwycięzcy reprezentowali 28 nacji – 21 z "Kościuszką", 21 z "Carstenszem", 14 z oboma szczytami. W tym roku nastąpiły dalsze zmiany, tak np. 8 lutego doszli dwaj Amerykanie z Górą Carstensza, jeden także z "Kościuszką". Na ten dzień (8 lutego) statystyka Korony Ziemi wyglądała następująco: seria z Górą Kościuszki 53 osoby (7 kobiet), seria z Górą Carstensza 62 osoby (8 pań), seria z oboma szczytami 34 osoby (w tym dwoje Polaków i ogółem 6 kobiet). Pamiętać jednak trzeba, że są to liczby minimalne, gdyż nie wszyscy "zawodnicy" dbają o informowanie mediów, a niekiedy są to media o zupełnie lokalnym zasięgu.
Eberhard Jurgalski (Lörrach)
GS/0000 MOUNT EVEREST – KTO PIERWSZY? 04/2001
Członkowie kolejnej amerykańskiej wyprawy poszukiwawczej odkryli na północnych stokach Mount Everestu (8848 m) przedmioty, które – ich zdaniem – pomogą rozwikłać zagadkę, czy George Leigh Mallory i Andrew Irwin już w r. 1924 mogli stanąć na najwyższym szczycie Ziemi. Ekspedycją kieruje przewodnik górski, Eric Simonson, ten sam, którego ekipie udało się w r. 1999 znaleźć ciało Mallory'ego. Według informacji, które Simonson przesłał do internetowej witryny www.mountainguides.com, tym razem jego ludzie (Bren Okita i Jake Norton) zebrali na wysokości ok. 8150 m rzeczy, które mogły należeć do Brytyjczyków. W zamieszczonym w internecie komunikacie nie wyszczególniono jednak, co konkretnie odnaleziono w miejscu, gdzie w r. 1924 mógł zostać założony obóz VI tragicznej wyprawy. "Dopiero zaczęliśmy badać zniesione na dół przedmioty i staramy się lepiej zrozumieć historię, jaka się za nimi kryje" – napisał Simonson. Jak pamiętamy, przy odnalezionych dwa lata temu dobrze zachowanych zwłokach Mallory'ego nie było aparatu fotograficznego Kodak, który mógłby ew. zawierać zdjęcia ze szczytu, nie natrafiono też jak dotąd na ciało Irvine'a (por. "Taternik" 1/2001 s.61).
Nowe odkrycia wznowiły toczące się od lat debaty nad tym, czy Mallory i Irwine mogli być pierwszymi zdobywcami Everestu. Zdaniem większości specjalistów, wśród nich Reinholda Messnera, który tej sprawie poświęcił książkę – Mallory i jego towarzysz nie mieli szans, aby wejść na szczyt od strony północnej. Ukształtowanie terenu jest tam takie, że główne trudności techniczne zaczynają się na wysokości ok. 8300 m, gdzie pas skał blokuje drogę do szczytu. Alpiniści chińscy, którzy dokonali pierwszego wejścia na Everest północną granią, a więc drogą zbliżoną do tej, jaką w r. 1924 wytknęli sobie Brytyjczycy, potrzebowali wymyślnych sposobów technicznych, by pokonać skalny uskok. W latach 30. alpiniści dysponowali nader prymitywnym sprzętem, a ich wiedza o zachowaniu się organizmu powyżej 6000 m była ograniczona. Odnalezienie dwa lata temu ciała Mallory'ego jeszcze bardziej utwierdziło alpinistów w przekonaniu, że ten wspaniały wspinacz zginął wraz ze swym towarzyszem przy próbie wejścia na Everest, a nie w drodze powrotnej z wierzchołka.
Andrzej Skłodowski
GS/0000 POLACY W HINDUKUSZU 1960–83 04/2001
Jerzy Wala, od lat uznany ekspert w sprawach topografii i dziejów eksploracji Hindukuszu, autor niezliczonych map i artykułów, wydał w nakładzie zaledwie kilku egzemplarzy skromną lecz niezwykle pożyteczną książeczkę, zatytułowaną "Polskie wyprawy w Hindukusz" (s.115, Kraków 2000). Opracowanie jest kserograficznym montażem wyboru map, rysunków i tekstów – głównie samego autora (choć nie tylko), publikowanych w czasopismach takich, jak "Taternik", "Wierchy", "Góry i Alpinizm", "Pamiętnik PTT" i inne. Materiały zestawione są prowizorycznie (stąd zastrzeżenie "zeszyt do użytku wewnętrznego"), dają jednak w miarę pełny obraz naszej działalności w Hindukuszu, rozciągniętej na lata 1960–83. Kilkustronicowa tablica zawiera wykaz 76 polskich wypraw i grup, z których parę miało też uczestników z zagranicy. Objęły one przeszło 550 osób, w tym 525 narodowości polskiej (50 kobiet, wśród nich Wandę Rutkiewicz). Polacy odegrali kluczową rolę w penetracji afgańskich połaci tej niedawno jeszcze całkowicie dzikiej krainy górskiej, zaś nasza hindukuska ekspansja miała decydujące znaczenie w przygotowaniu kadr do wspinaczek w górach jeszcze wyższych – Karakorum i Himalajach. W planach wydawniczych PZA dobrze byłoby przewidzieć środki na wydanie – ew. także w języku angielskim – solidnej książki, sumującej tę jakże rozległą i doniosłą działalność, nie tylko alpinistyczną, ale i naukową i artystyczną (książki, filmy). Jerzy Wala jako jedyny dysponuje kompletem materiałów i dałby się chyba nakłonić do podjęcia się takiej pracy. Przypomnijmy, że imienny wykaz uczestników polskich wypraw w Hindukusz zawiera zeszyt 5 "Biblioteczki Historycznej GS".
GS/0000 BABU CHIRI NIE ŻYJE 04/2001
W dniu 29 kwietnia zeszłoroczny rekordzista szybkości wejścia na Mount Everest, Szerpa Babu Chiri, poniósł śmierć podczas swej kolejnej wyprawy na ten szczyt. Zginął na drodze normalnej wskutek upadku do głębokiej szczeliny lodowej na wysokości ok. 6500 m – podobno przy robieniu zdjęć fotograficznych. W maju zeszłego roku Babu Chiri wszedł na Mount Everest z obozu bazowego w ciągu 16 godzin i 56 minut, bijąc poprzedni rekord innego Szerpy o przeszło 3 godziny. W r. 1999 ustanowił jeszcze inny rekord. Po wejściu na wierzchołek Everestu ustawił tam mały namiot, w którym pozostał przez 21 godzin, nie korzystając z dodatkowego tlenu. Był to eksperyment bardzo ważny dla fizjologów dużych wysokości, wskazujący na to, że zdolności przystosowawcze niektórych organizmów są większe, niż można by przypuszczać. Wraz z dwoma innymi Szerpami, 35-letni Babu Chiri należał do ekskluzywnego kręgu wspinaczy, którzy zdobyli Mount Everest 10 razy. Banalny, choć w skutkach tragiczny wypadek położył kres dalszym jego sukcesom.
Andrzej Skłodowski
GS/0000 LISTY Z DALEKA 04/2001
Petyr Atanasow, Sofia
Z wielkim zainteresowaniem czytamy o organizowanych w Polsce zlotach seniorów. U nas dochodzi do takich spotkań, ale są one sporadyczne i nie mają żadnych trwałych ram. Jako członek Zarządu Bułgarskiego Klubu Alpinistycznego i jego rzecznik prasowy, w dniu 2 maja organizuję jubileuszowy zjazd weteranów naszej pierwszej wyprawy himalajskiej – w roku 1981, kiedy to 30 kwietnia niezapomniany Christo Prodanow stanął na Lhotse. W maju będziemy gościć w Bułgarii słynnego polskiego eksploratora jaskiń, Andrzeja Ciszewskiego. W ostatnich latach Instytut Kultury Polskiej w Sofii z mojej inicjatywy zaprasza do Bułgarii wybitnych przedstawicieli sportów górskich i podróżników. W r. 1997 po zdobyciu Korony Himalajów gościliśmy Krzysia Wielickiego, w 1998 – Marka Kamińskiego, w 1999 – świętej pamięci Andrzeja Zawadę razem z małżonką, panią Anną Milewską, w r. 2000 – Ryśka Pawłowskiego. Na początku moja propozycja została w Instytucie przyjęta z rezerwą, ale jak się szybko okazało, imprezy takie przyciągają mnóstwo ludzi i sale zawsze pękały w szwach. A już rewelacyjnie wypadło spotkanie z Zawadą – Andrzej wygłosił błyskotliwą prelekcję, Anna czytała swoje piękne wiersze. Od tego roku z Instytutem Polskim umówiliśmy się, że będziemy zapraszali dwie osoby rocznie. I tak, jesienią czekamy na pogadankę Ani Czerwińskiej. Program Andrzeja Ciszewskiego ma też bardziej oficjalną część: konferencję prasową i dwa spotkania z publicznością – w Sofii i w mieście Smoljan na południu kraju. Potem będzie gościem Bułgarskiego Związku Speleologicznego i weźmie udział w spotkaniu grotołazów z całego kraju w okolicach miasta Lukowit w samym środku Bułgarii, w bardzo ciekawym pod względem jaskiniowym rejonie u stóp Starej Planiny (Bałkanu). Po wizycie tej wiele sobie obiecujemy.
Władysław Janowski, Filadelfia
Święta spędziliśmy w Gunksach wspólnie z Kaziem Śmieszko i jego żoną Agatą. Pogoda sprzyjała wspinaniu, wieczory mijały na przeglądaniu przywiezionych przeze mnie z Polski tatrzańskich przezroczy sprzed 20 lat. Ależ wszyscyśmy się pozmieniali! Miłe były to czasy, nie powiem. W internecie czytałem o niedawnym programie TV z Wojtkiem Kurtyką. Program wzbudził liczne zachwyty. "Kurtyka jest Bogiem, a religią są Góry" – z ust jednego z dyskutantów padło aż tak śmiałe stwierdzenie. Widać ludzie potrzebują autorytetów, szczególnie młodzi, Wojtek zaś niewątpliwie takim autorytetem jest. Stale aktualny wątek dyskusji w sieci stanowi karta taternika. Amatorzy wspinaczki szukają dróg, jak ominąć obowiązek posiadania tego papierka. Coraz popularniejsze staje się wstępowanie do zagranicznych klubów, które mają relatywnie niskie składki, dają zniżki w alpejskich schroniskach i jakieś tam ubezpieczenie od górskich nieszczęść, no i umożliwiają wspinanie się w Tatrach. Tymczasem docierają do nas pierwsze zeszyty nowych czasopism górskich – "A/zero", "Magazynu Górskiego", poznańskiego "n.p.m." Sytuacja robi się interesująca. Szkoda tylko, że rywalizacja między redakcjami zamiast być tą pożądaną i zdrową konkurencją, często jest podszyta niechęcią i nie zawsze czystym postępowaniem. Nie widać między nimi żadnej współpracy, a przecież w imię dobra wszystkich byłaby ona jak najbardziej wskazana. Walkę o lepszych autorów mogą ostatecznie rozstrzygnąć pieniądze. Dotąd wychodzące pisma krajowe płaciły niewiele, choć myślę, że tyle, ile mogły płacić, żeby nie pójść z torbami. Jeśli jednak jakiś periodyk uzyska odpowiednio wysoki budżet, to może tę rywalizację wygrać.
GS/0000 W PARU ZDANIACH 04/2001