GS/0000 JERZY MACKIEWICZ 09/2014
[Jerzy Mackiewicz]
Jerzy Mackiewicz "Maciek"
W łódzkich kręgach KW należał kiedyś do najpopularniejszych postaci. Jerzy Mackiewicz, znany szerzej jako "Maciek", urodził się w Wilnie 7 czerwca 1927 roku. Tam ukończył szkołę powszechną i gimnazjum. Po wojnie wraz z rodzicami znalazł się w Łodzi, gdzie zdał maturę w liceum dla pracujących. W kolejnych próbach szukał swojej życiowej drogi. Zaczął studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej, potem przeniósł się na 2 lata do Szkoły Filmowej. Był również obdarzony zdolnościami plastycznymi, nieźle malował. Zdał do Państwowej Wyższej Szkoły Plastycznej, której wprawdzie nie ukończył, ale która stała się bardzo istotnym etapem w jego rozwoju. W czasie studiów dużo fotografował, został przyjęty do Związku Artystów Fotografików, a potem zarobkował wykonując okolicznościowe zdjęcia.
W r. 1953 ukończył kurs skałkowy i zaczął się wspinać. Góry przez długie lata stanowiły ważną część jego życia, często wyjeżdżał w Tatry. Dużo chodził po skałkach, szczególnie podlesickich, m.in. próbował zrobić nową trudną drogę na Jarzębince. Był pierwszym partnerem od liny Jurka Michalskiego, w zimie 1959–1960 uczestniczył w poszukiwaniach zaginionej trójki zespołu Biedermana. Od ok. 1955 r. przez dwadzieścia parę lat prowadził szkolenie wspinaczkowe w skałkach i w Tatrach, w lecie i w zimie. Miał w klubie i w kraju licznych wychowanków. Wiele tygodni spędzał na nartach, pokochał też jazdę na rowerze – jeździł przez cały rok i prawie w każdą pogodę.
Na początku lat siedemdziesiątych zaczął kupować na targach i bazarach zabytkowe przedmioty rzemiosła artystycznego, przede wszystkim zegary. Zajął się ich naprawą i renowacją, w czym również ujawnił duży talent. Był rzemieślnikiem-artystą. Kochał tę pracę a właściwie pasję. Po pewnym czasie stała się ona jego głównym źródłem utrzymania. Był człowiekiem uzdolnionym plastycznie, muzycznie i manualnie. Był czuły na piękno. Kolekcjonował zegary, bibeloty i wszystko, co uważał za ładne. Z drugiej strony brakowało mu tolerancji, co utrudniało mu współżycie i współpracę z ludźmi. Zawsze działał i pracował sam, w pojedynkę. Ze względu na błyskotliwą inteligencję miał w Klubie wielu wielbicieli. Często wyśmiewał ludzkie słabości, ale trzeba przyznać, że czynił to z dowcipem i nie bez racji... Zmarł 10 sierpnia 2014 r., spoczął w ewangelickiej części Starego Cmentarza w Łodzi. Pozostawił żonę Ewę, syna Michała, synową i troje wnucząt.
Michał Mackiewicz, Wojciech Święcicki
[Krystyna Konopka, Jerzy Mackiewicz, Andrzej Wilczkowski]
Rok 1969, Skałki. Z lewej Krystyna Konopka, dalej Jerzy Mackiewicz i Andrzej Wilczkowski "Wilk" w roli wilka. Arch. Wojciecha Święcickiego
GS/0000 Z KRAKOWSKIEGO PODWÓRKA KW 09/2014
[KW Kraków]
Zejście do zabytkowej piwnicy klubowej. Fot. Bogdan Śmigielski
Kilka tygodni temu zakończył się remont lokalu KW Kraków. Zanim jednak przedstawię efekty tej cennej inicjatywy, chciałbym przypomnieć burzliwe peregrynacje lokalowe naszego Klubu. Będąc w strukturach PTT, taternicy krakowscy całe przedwojenne lata korzystali z jego siedziby przy ul. Potockiego 4. W latach 1931–36 przy tejże ulicy, ale pod nrem 8, mieściła się również redakcja "Taternika". Czasy powojenne zapoczątkowała przeprowadzka Klubu do sąsiedniej kamienicy, pod nr 5. W r. 1948 zmienił się też patron ulicy na, jakżeby inaczej, Józefa Stalina. Warto wspomnieć, że ta historyczna siedziba Towarzystwa Tatrzańskiego, a później PTT, była zajmowana jeszcze nie tak dawno przez ich sukcesora, czyli PTTK – w tym przypadku Oddział Krakowski. Następnie – od r. 1952 – miejscem spotkań krakowskich wspinaczy stał się plac Wszystkich Świętych 8 (później plac Wiosny Ludów), gdzie w czwartki w sali biblioteki, już wówczas PTTK, odbywano klubowe posiady. Wspomina Staszek Biel, że zdarzały się tam także polityczne afery, jak np. ta po ukoronowaniu przez taterników stojącego nieopodal pomnika Dietla reklamową żabką pasty "Erdal". Kolejna zmiana siedziby, to niezbyt oddalony lokal przy placu Św. Ducha 5a, obok byłego dworca PKS. Tu m.in. obradował Komitet Redakcyjny "Gór Wysokich" (1954–55), to o tym lokalu pisał Staszek Urbański "Aresztant", przypominając zebranie Klubu, na którym "przestępcza" grupa Długosza i Adama Skoczylasa, za nielegalne przekroczenie granicy w styczniu 1954 r., odgrywała spektakl samokrytyki przed delegatem wydziału sportu Urzędu Wojewódzkiego. "Taternik" 1/1957 (s.2) podaje nowy adres Koła Krakowskiego: ulicę Śląską 5 m. 5. W r. 1965 na pieczątce Koła Krakowskiego widnieje jeszcze inna siedziba: ul. Fałata 11 m. 7. Kolejny adres parki-nierozłączki KW-PTTK, tutaj już Oddział Krakowski, stanowiła ul. Basztowa 6, gdzie dokwaterowano obie organizacje do funkcjonującej tam szkoły muzycznej. Kohabitacja KW-PTTK nie przebiegała bezproblemowo, gdyż jak wspomina Basia Morawska-Nowak, o godz. 20 taternicy musieli opuszczać lokal, wypraszani przez znanego działacza turystycznego. W takich razach spotkania przenoszono do pobliskiej "Kawiarni Literackiej".
[KW Kraków]
Bale klubowe odbywały się w pałacu Krzysztofory. Arch. B. Śmigielskiego
W tych czasach kilka razy goszczono w piwnicach pałacu Krzysztofory, gdzie odbywały się klubowe imprezy towarzyskie i bale. Zdarzały się tu kolizje z sublokatorem – "teatrem śmierci" Tadeusza Kantora. Kiedy taternicy prosili o usunięcie rekwizytów scenicznych, takich jak stare rowery czy podarte parasole, Kantor darł się okropnie, wykonując różne facecje i podkreślając, że jest wielkim artystą, co tylko potęgowało emocje i zabawę. Ach te piękne, dawne czasy...
W każdym razie w okolicach roku 1975, w związku remontem budynku na Basztowej, obie organizacje wydalono. Turyści znaleźli przytulisko na ul. Warszawskiej 13 u sióstr Nazaretanek. Dla Krakowskiego KW był to początek, uciążliwego tułactwa, teraz już indywidualnego – zadziwiającego gdy spojrzeć na ówczesne osiągnięcia krakowskich wspinaczy. Można żartobliwie powiedzieć, że zaczął się kilkuletni flirt z kulturą. I tak KWK wylądował przelotnie w Klubie Kultury przy ul. Wrocławskiej 22, był też na ulicy Szlak 6/2 (1977), tu nie wiem, czy tylko formalnie, czy też fizycznie. Następnie przeniósł się w ścisłe centrum – do Śródmiejskiego Ośrodka Kultury (ŚOK) "Stare Miasto" przy ul. Senackiej (boczna Grodzkiej), vis-á-vis "pleców" Pałacu Wielopolskich. Pamiętam dobrze, bo to tu zdawałem egzamin na kurs skałkowy, egzaminowany przez Henryka Bednarka "Parkinsa" i nieżyjącego już "Dżaka", Jacka Rusieckiego. W tej lokalizacji klub też nie zagrzał długo miejsca, nastąpiła przeprowadzka do ŚOK Kazimierz, na ul. Krakowską 23. Ten wyjątkowy budynek służył klubowi bez mała pięć lat. Na wewnętrznym dziedzińcu był piękny kwiatowy ogródek. Wszystko jednak co dobre ma swój kres i tak, pod koniec lat 70., trzeba się było stamtąd wynieść. Krótko klub przemieszkiwał (czy aby nie w charakterze waleta?) w Domu Studenckim "Żaczek" przy ul. 3 Maja 5.
[KW Kraków]
Nad biblioteką czuwa dobry duch "Zygi" Heinricha. Fot. Bogdan Śmigielski
W trudnej sytuacji pomogły tzw. znajomości i uzyskaliśmy przydział kwaterunkowy na mieszkanie przy ul. Długiej 34/8. Główną rolę w tym przydziale odegrał znany działacz partyjny, ale również oddany sprawom Klubu taternik, Tadeusz Nowicki. Kamienica niepozorna z zewnątrz i, co tu dużo mówić, do dziś zaniedbana, kryła w swoim wnętrzu bardzo piękny secesyjny wystrój. Szczególne wrażenie robiły wielkie, jedne z najpiękniejszych w mieście, witraże klatki schodowej z firmy Żeleńskich. Po dość niefortunnej przebudowie, nasz lokal miał 4 pokoje, korytarzyk i zaplecze kuchenno-sanitarne. To tu fetowano i oglądano w czasie prelekcji krakowskie sukcesy "złotego okresu" polskiego alpinizmu. Zmiana systemowa na początku lat 90. też dotyczyła klubu. Czynsz urzędowy zastąpił czynsz wolnorynkowy i klub musiał się wyprowadzić. Przeprowadzka była niedaleka, bo na ulicę Zacisze 14/11. Niestety nie były to pomieszczenia przytulne. Ciasne, piwniczne, zawilgocone. Jednak optymistyczna sytuacja finansowa klubu, jak i wielkoduszna pożyczka jednego z członków KWK, stworzyły możliwość zakupu na własność lokalu klubowego. I tak, po bez mała 3 ćwierciach wieku, Klub Wysokogórski Kraków znalazł się na własnem, pod adresem Pędzichów 11/10a. Przeprowadzony niedawno remont, jak i – po niefortunnych operacjach finansowych – wyprowadzenie na czysto hipoteki nieruchomości, dają asumpt do optymizmu na następne lata. Obecny lokal KWK jest naprawdę wspaniały. Dwie sale klubowe, w tym jedna w urokliwej zabytkowej piwnicy, sekretariat, zaplecze kuchenno-sanitarne. Wszystko odremontowane, odświeżone. Zaprowadzono też nową bibliotekę klubową, która wypełniła lukę po poprzedniej (bardzo cennej), którą w części przejęła Centralna Biblioteka Górska PTTK, część zaś uległa rozproszeniu. Prowadzi ją fachowo Zbyszek Tatarczuch. Tak więc byliśmy co najmniej w 15 miejscach Krakowa. To chyba ogólnopolski, zadziwiający w tej materii, wysokogórski rekord.
Pisząc ten tekst – bardziej gawędę niż opracowanie historyczne – mam nadzieję, że ten skromny przyczynek da impuls do opracowania pełnej historii (monografii) KW z Krakowa. To trochę dziwne, że dwa najstarsze i największe kluby – warszawski i krakowski – nie dorobiły się obrazu własnej przeszłości. Zastanawiające tym bardziej, że inne środowiska – Katowice, Lublin, Łódź, Szczecin, Trójmiasto, czy zaprawdę trudne do doścignięcia w drobiazgowości opracowanie dziejów KW w Poznaniu, Mieczysława Rożka, dały świadectwo czasów minionych. A my? Do roboty więc koledzy seniorzy i juniorzy!
Będę wdzięczny za wszelkie sprostowania i dodatki, a także pomoc w ustaleniu ściślejszej chronologii naszych przeprowadzek. Bardzo dziękuję za wnikliwe uwagi i poprawki Basi Morawskiej-Nowak, Staszkowi Bielowi, Adasiowi Koniorowi, Jankowi Słupskiemu i Jurkowi Wali.
Bogdan Śmigielski
[KW Kraków]
Tablice na obecnej siedzibie KW Kraków przy ul. Pędzichów. Fot. Bogdan Śmigielski
GS/0000 PRZEZ ALPY DO LĄDKA ZDROJU 09/2014
Zaawansowani taternicy-emeryci – Marian Bała, Wojciech Kapturkiewicz, Adam Trzaska i ja czyli Jerzy Wala, udaliśmy się tego lata ponownie w Alpy. W dniu 13 września wyjechaliśy samochodem przez Niemcy do Szwajcarii. Z Bregenz przez Chur i przełęcz Julierpass (2284 m) 14 września dotarliśmy na wygodny parking nad jeziorem Silvaplanersee, gdzie rozbiliśmy namioty. Następnego dnia wyjechaliśmy kolejką linową na szczyt Corvatsch (3303 m), z którego roztaczał się widok na znajome szczyty: Piz Bernina (4049 m), na który przed laty weszliśmy obaj z Marianem, Piz Scerscen (3971 m) oraz Piz Roseg (3937 m), z którego kiedyś zjeżdżał na nartach mój syn Józek. 16 września pojechaliśmy przez Pontresinę do kolejki na Diavolezza (2973 m). Obejrzeliśmy stromy filar Piz Palü (3900 m), którym 8 września 1962 r. wspinali się Andrzej Stanoch i Mietek Kołakowski. Wraz z Adamem wszedłem na skalno-piarżyste wzniesienie Sass Queder (3066 m). Ostatni dzień pobytu zepsuła nam niepogoda – słynny Piz Badile (3308 m) ukrył się w chmurach i musieliśmy poprzestać na zwiedzeniu starej zabudowy Solgio. 18 i 19 września był powrót do kraju – najpierw do Lądka Zdroju, gdzie odbywał się huczny Przegląd Filmów Górskich im. Andrzeja Zawady. Podczas wieczornej gali 19 września wręczono Marianowi Bale, Andrzejowi Paczkowskiemu, Andrzejowi Wilczkowskiemu i mnie statuetki PZA – w podziękowaniu za pracę włożoną w popularyzowanie kultury górskiej. W nocy wróciliśmy do Krakowa – przez Czechy, bo tak nas poprowadził nastawiony na Kraków GPS.
Jerzy Wala
GS/0000 WYPADKI GÓRSKIE W USA 09/2014
Razem z rocznikiem "American Alpine Journal" 2014 ukazał się kolejny – 67. z kolei – raport z wypadków wspinaczkowych "Accidents in North American Mountaineering", wydany przez AAC w formie skromnej książeczki, w sporym nakładzie 20 000 egzemplarzy. Z raportu wynika, że w wypadkach wspinaczkowych w USA w r. 2013 zginęło 21 osób. Daje to liczbowo znaczny spadek w porównaniu z latami ubiegłymi: 2012 – 30 zabitych i 2011 – 29. Najwięcej ofiar śmiertelnych (7) zanotowano w Kolorado, co powtarza się w statystykach od lat. Książka podzielona jest na część instruktażową, w której zamieszczone są artykuły o bezpieczeństwie poruszania się w śniegu oraz analiza rejonu wulkanu Mt. Rainier (4391 m) pod kątem częstych tam wypadków. Dalej idą relacje z wypadków z terenu całego USA (plus kilka omówień z Kanady) wraz z pouczającymi wnioskami. Odnotowany został upadek (28 V 2013) całej 5-osobowej grupy Polaków poniżej Denali Pass (5534 m) na Mt. McKinley. Powodu zdarzenia nie udało się ustalić z przyczyn – jak to zostało ujęte – trudności językowych. Z całej polskiej grupy tylko jedna osoba miała doświadczenie większe niż trekingowe. Redakcja zwraca uwagę na coraz częstsze odmowy przez parki narodowe podawania personaliów uczestników wypadków (pomimo ich dostępności w prasie i internecie!) oraz analizowania ich przyczyn. Omawiane wydanie raportu stanowi pożegnanie Jeda Williamsona, który po 40 latach redagowania tego tytułu przekazuje go w nowe ręce. Na koniec jeszcze optymistyczne dane statystyczne, zamieszczone w raporcie z udanego sezonu na Mount McKinley (6146 m), na który w sezonie 2013 weszła rekordowa liczba 787 osób (w tym 78-latek z Alaski) spośród zarejestrowanych 1151 osób. Do tak dobrego wyniku przyczyniła się ładna pogoda i korzystne warunki, ale nie bez znaczenia jest też pewnie lepsze ostatnio przygotowanie kondycyjne i techniczne ludzi. Warto wiedzieć, że wszystkie wydania raportu dostępne są w internecie pod adresem publications.americanalpineclub.org.
Rudaw Janowic
GS/0000 SŁAWKOWSKI SZCZYT 350 09/2014
350 lat temu, w lipcu 1664 r., wejścia na Sławkowski Szczyt dokonał przyszły nauczyciel i duchowny, Georg Buchholtz. Towarzyszyli mu – oprócz koziarza-przewodnika – kościelny kantor Martin Jani i student Martin Veißer. Osiem osób, w tym proboszcz z Wielkiego Sławkowa, opadło z sił i wykruszyło się po drodze. Było to pierwsze udokumentowane wejście na Sławkowski Szczyt i zarazem pierwsza w historii wycieczka na wysoki tatrzański szczyt znany z nazwy. Buchholtz ze szczegółami opisał je w dwóch pracach w latach ok. 1705 i 1719, pozostawiając pierwszą obszerną relację z tatrzańskiej wyprawy. Widać, że było to ważne wydarzenie w jego życiu.
[Marcin Kubień]
Fot. Marcin Kubień
Będąc w sierpniu b.r. na Sławkowskim, mój syn Marcin ze zdziwieniem zobaczył na szczytowym krzyżu owalną tablicę, upamiętniającą ten jubileusz. Na pobliskim Królewskim Nosie zastał też całkiem nowy krzyż. Kiedy 6 lipca b.r. był na Sławkowskim mój wnuk Kajetan Burzej, nie było tam ani tablicy, ani – choć możliwe jest przeoczenie – krzyża na Królewskim Nosie. Tablicę ufundowała wieś Wielki Sławków – jako "właścicielka" szczytu i jego okolic – w lipcu 1664 jej przedstawiciel, pastor Georg Toperczer, zawrócił już ponad Królewskim Nosem i nie dotarł niestety do wierzchołka.
Zbigniew Kubień, Andrychów
[Marcin Kubień]
Fot. Marcin Kubień
GS/0000 KSIĄŻKI NOWE I NIENOWE 09/2014
GS/0000 VARIA 09/2014