GS/0000 ZDZISŁAW DZIĘDZIELEWICZ-KIRKIN 09/2010
Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin
Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin – lata osiemdziesiąte. Fot. Józef Nyka
Otoczony prawdziwie rodzinną opieką ze strony KW Gliwice, 21 września odszedł w Niebieskie Hale nestor polskiego taternictwa, Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin. Jego obszerny życiorys zamieściliśmy w GS 09/06, na druk czeka szczegółowa biografia w serii GBH. Przypomnijmy więc tylko węzłowe daty: przyszedł na świat 25 września 1916 r. we Lwowie, uczył się w Nowym Targu, Myślenicach oraz w zakopiańskiej "Lilianie". Egzamin maturalny zdał w r. 1934 i zapisał się na Wydział Mechaniczny Politechniki Lwowskiej. W Zakopanem bywał od małego, tam osiadła na stałe jego matka, do której po śmierci ojca Zdzich i młodszy brat Leszek przenieśli się w r. 1931. W sytuacji rozbitej rodziny i choroby siostry ich dzieciństwo i młodość nie były beztroskie, okresami brakowało nawet chleba. W życiu Zdzisława ważnym elementem stało się harcerstwo. Jako druh drużynowy prowadził wycieczki w Tatry Polskie i Słowackie (m.in. z wejściami na Hawrań i na Gierlach), zimą także obozy narciarskie na Hali. Wpływał na zainteresowania rówieśników, w duchu przesłania Małkowskich kształtował ich stosunek do przyrody, do świata. Pierwsze szlify wspinaczkowe zdobył w r.1936, w 1937 wespół ze Zbigniewem Kubińskim w ramach HKN Zakopane zawiązał grupę taternicką "Makolągwy" – nieformalną ale zżytą i pełną zapału do gór. Dorobek tej 10- do 15-osobowej grupy omówiliśmy w GS 3/1989. Najlepsze przedwojenne drogi Zdzisława (a zarazem "Makolągw"), to "Dziędziel" na zachodniej ścianie Kościelca i wariant wprost w Żlebie Drège'a. We Lwowie z ramienia SN AZS startował w zawodach rozgrywanych w Karpatach Wschodnich. Wybuch wojny zastał go ze Staszkiem Wrześniakiem w ścianie Zawratowej Turni w trakcie pierwszego przejścia drogi "Przez Matkę Boską" (WHP 78). Wojna przerwała mu studia. W Zakopanem pracował jako robotnik w niemieckim tartaku "Hobag" a potem w szkoleniowym G-Lehrstab 6 der Luftwaffe. 1 listopada 1941 z tą jednostką wyjechał do Lwowa, a w maju 1942 do Kamienskoje nad Dnieprem. Zatrudniony był jako konserwator urządzeń, okazyjnie jako tłumacz. W grudniu 1942 wrócił do Lwowa, gdzie podjął pracę w niemieckich firmach samochodowych. Wiosną 1945 otrzymał papiery repatrianta i znalazł się w Zakopanem, by po kilku miesiącach pracy w PKL wznowić studia – tym razem na Politechnice w Gliwicach. Dyplom inżyniera otrzymał w r. 1948 i zatrudnił się jako konstruktor w biurze projektowym przemysłu hutniczego (późniejszy "Biprohut"). Nie sądził, że czeka go tam niemal 30-letnia zawodowa harówka – ciężka i odpowiedzialna, przy tym nie najlepiej płatna.
Xxxx Xxxxxxx
Kaukaz 1957. Fot. Jan Słupski
Ogarnięty wyniesioną z harcerstwa pasją społeczną, podjął na Śląsku pracę organizacyjną w pionach harcerskim i taternickim. Należał do założycieli Koła Katowickiego KW, a niebawem też w oparciu o Politechnikę, harcerstwo i AZS – do twórców środowiska wysokogórskiego w Gliwicach. Prowadził kursy szkoleniowe a potem wyjazdy w Tatry i – dopiero odkrywane – skałki Jury. Zimą były obozy taternickie i osobno narciarskie. Wielu dziś leciwych asów z lat 50. i 60. to jego taternickie "potomstwo". Wspomina Jaś Mostowski: "W 1954 w Kroczycach uczył mnie jak się związać i jak asekurować. Kurs był liczebny, do pomocy miał instruktorów w osobach Jacka Bilczewskiego, Romana Śledziewskiego, Jacka Żukowskiego, Witolda Udzieli. Do dziś pamiętam jego różne rady i nauki." Sportowym wyczynem Zdzicha z tych lat było – obok kilku nowych dróg – pierwsze zimowe przejście Żlebu Drège'a w dniu 2 kwietnia 1953 r. z Jerzym Mitkiewiczem, Tadeuszem Rogowskim i Witoldem Udzielą. W r. 1957 wyjechał w Kaukaz i wszedł m.in. na niższy wierzchołek Elbrusa (5621 m, 10 IX 1957). Później odwiedzał z czekanem i liną Alpy Austriackie i Dolomity, wrócił też w Kaukaz. W Tatrach łączna liczba jego nowych dróg nie jest, w porównaniu ze Stanisławskim czy Orłowskim, duża. Wagę ma jednak jakość dokonań, gdyż jego drogi na Kościelcu czy na Granatach dotykały granic naówczas możliwego. Niezależnie od "Pokutników", wraz z kolegami instalował w Tatrach nowatorską technikę hakową. W r. 1939 z Wrześniakiem i Kubińskim podjął śmiałą próbę wspinaczki w linii przyszłego Wariantu R, mowa była nawet o środku Galerii Gankowej. Cieszył się też sławą świetnego narciarza, uczestniczył w zawodach, wprowadzał w Tatry skialpinizm, dokonując akrobatycznych zjazdów z przełęczy i szczytów.
Po wojnie Śląsk miał plejadę znakomitych wspinaczy, ale postać w tym gronie była jedna: Zdzisław Dziędzielewicz. W latach 1950–55 jego autorytet wykorzystywano, wciągając go do manipulacji reorganizacyjnych i do władz efemerycznych sekcji PTTK. W roli autora debiutował w "Kronice Makolągw", do pisania nie był jednak skory. Jako redaktorowi "Taternika" z największym trudem udawało mi się coś od niego wydobyć, jak np. relację "Pierwszy dzień wojny" (Taternik 3–4/1963). Drogą cierpliwych nalegań wymogłem na nim kilka wspomnień z lat wojny, których szerzej zaplanowany cykl urwał niestety w połowie. Był członkiem honorowym KW i PZA (od 1965 r.) a także nowego PTT (od 1995). Żył skromnie, na pograniczu ascezy. Jego naturę cechował perfekcjonizm i inżynierski racjonalizm myślenia, z czym kontrastował skrywany wątek okultyzmu: Zdzich wykładał sny, wróżył z ręki, znał się na astrologii, a obliczane przez niego horoskopy miały wśród wtajemniczonych duże wzięcie. Jako człowiek był życzliwy wszystkim, o nikim nie mówił źle. Na krótko przed śmiercią swoje mieszkanie i zbiory archiwalne zapisał notarialnie KW Gliwice. Lwowianin z urodzenia, adoptowany Ślązak, za swoje miejsce na Ziemi uważał Zakopane i tam też spoczął na Nowym Cmentarzu obok Matki, Brata i Siostry, szczerze opłakany przez liczną rzeszę przyjaciół i wychowanków. Ma swoją piędź ziemi pod Giewontem a w historii taternictwa miejsce tak trwałe, jak w naszej wdzięcznej pamięci.
Józef Nyka
Ostatnie pożegnanie
Zakopane 1 października. Ostatnie pożegnanie. Fot. Monika Nyczanka
GS/0000 KORONA BYŁEJ JUGOSŁAWII 09/2010
Głębokie zmiany polityczne, jakie zaszły w dawnej Jugosławii, spowodowały powstanie 7 niezależnych państw. Dla kolekcjonerów najwyższych szczytów tworzących Koronę Europy oznacza to, że zamiast wejść, jak kiedyś, na Triglav, teraz trzeba odbyć aż 7 wycieczek. Większość najwyższych szczytów na terenie nowych państw postjugosłowiańskich jest przyjmowana bez zastrzeżeń. Jedyny problem stanowiła Czarnogóra. Dawniej uważano, że jej najwyższym szczytem jest Bobotov Kuk (2522 m) w Durmitorze, później za kulminację zaczęto przyjmować Maja Rosit (2525 m) w Prokletijach. Wreszcie w wydanym w trzech wersjach językowych przewodniku (2004) za najwyższy szczyt uznano Zla Kolata (2534 m) w Prokletijach, na granicy czarnogórsko-albańskiej. Nawiasem mówiąc, główny wierzchołek tego masywu znajduje się już na terytorium Albanii – Ravna Kolata (alb. Podi i Kollates) 2554 m. Pewne wątpliwości dotyczą również Chorwacji. III tom WEGA za najwyższy szczyt tego kraju uznaje Troglav (1913 m) w Górach Dynarskich. Sami Chorwaci jednak stosowną tablicę umiejscowili na Dinarze (1831 m). Mimo wielkiego szacunku dla Autorów WEGA, uznałem, że właśnie gospodarze są najbardziej uprawnieni do określenia najwyższego szczytu swojego kraju. Nie zapominajmy jednak, że wspomniane kontrowersje mogą wynikać z małej dokładności map i nie zawsze jednoznacznie wytyczonych granic. Jeszcze innym problemem jest podział fizyczno-geograficzny skomplikowanego systemu gór bałkańskich. A oto komplet szczytów:
1.Triglav 2863 mAlpy JulijskieSłowenia
2.Korab 2764 mgóry KorabMacedonia
3.Djeravica (serb.), Gjeravica (alb.) 2656 mProkletijeKosowo
4.Zla Kolata 2534 mProkletijeCzarnogóra
5.Maglic 2386 mGóry DynarskieBośnia i Hercegowina
6.Midżur 2168 mStara PlaninaSerbia
7.Dinara (Vrh Dinare) 1831 mGóry DynarskieChorwacja
W latach 2001–2010 podczas czterech wyjazdów na tereny byłej Jugosławii udało mi się z żoną wejść na wszystkie powyższe szczyty. Serię zakończyło tegoroczne wejście na Maglic. Warto tu wspomnieć, że pierwszego wejścia turystycznego na ten szczyt dokonał Węgier Mór Dechy, pierwszy zdobywca Wysokiej. Nie jestem zbyt gorącym zwolennikiem zbierania różnych "górskich koron", niemniej wyjazdy w góry byłej Jugosławii dostarczyły nam wielu niezapomnianych wrażeń, o jakie trudno byłoby w polskich górach.
Jeszcze słowo o tegorocznym wypadzie. Na przełomie lipca i sierpnia b.r. odbyłem kolejną włóczęgę po górach Europy. Jak zwykle towarzyszyli mi żona Jola oraz Lila i Mietek Rożkowie. Naszym ulubionym kierunkiem pozostają niezmiennie Bałkany. Z dokładnością zegarków zdobywaliśmy co 3 dni kolejno najwyższe szczyty Serbii, Bułgarii, Kosowa, Czarnogóry oraz Bośni i Hercegowiny. Z każdą górą wiążą sie inne skojarzenia: Midżur – burza i żmije, Musała – radość z możliwości skorzystania z kolejki linowej, Djeravica – 20 km jazdy dżipem á la Indiana Jones, mgła, deszcz, pasterz z parasolem i na koniec cudowna rakija, Zla Kolata – 14-godzinna wycieczka z błądzeniem i przygarnięciem na noc przez wyprawę polskich speleologów pod wodzą uroczej Ditty Kicińskiej (za co jeszcze raz bardzo dziękujemy) i wreszcie Maglic – emocje związane z kolejnym błądzeniem, nocnym powrotem i radością skompletowania korony byłej Jugosławii.
Xxxx Xxxxxxx
Xxxx Xxxxxxx
Zla Kolata – najwyższy szczyt Czarnogóry. Niżej: Maglic – górska kulminacja Bośni i Hercegowiny.
Piękno krajobrazu tej części Europy połączone z niebywałą gościnnością i swoistym stylem życia mieszkańców tworzą mieszankę, która nas uzależniła. Szukając w kompletnym interiorze piramid ziemnych koło Focy, spotkaliśmy niespodziewanie Serba, tłumacza m.in Różewicza. Dosłownie miesiąc wcześniej wspominał mi o nim Zbigniew Kulik – dyrektor Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu. Radość ze spotkania, mocna rakija a mnie przypomniał się zapis Poety po spotkaniu z H. Tomaszewskim w Muzeum Zabawek w Karpaczu:
Starych artystów dwóch – aktor i poeta –
spotkało sie pod koniec wieku
i mówią o zabawkach
milczą o Człowieku
Destabilizacja polityczna regionu pociągnęła za sobą na kilka lat upadek turystyki. Jeszcze niedawno na niektórych szlakach straszyły ostrzeżenia o minach, dzisiaj to już na szczęście przeszłość. Z wyjątkiem Słowenii i Chorwacji, dawał się odczuć brak map i przewodników a także bazy noclegowej. Tu również z roku na rok sytuacja ulega poprawie. Mam jeszcze osobisty problem "Korony Bałkanów", wydaje mi się jednak, że i ją już skompletowałem. Oprócz owej siódemki pojugosłowiańskiej, byłem na Musali (Bułgaria), Olimpie (Grecja), a najwyższy szczyt Macedonii – Korab, jest zarazem najwyższym szczytem Albanii. Byłaby więc też Korona Bałkanów, ale ja i tak najbardziej lubię – Trzy Korony.
Marek Maluda
GS/0000 NOSZAK PÓŁ WIEKU PÓŹNIEJ 09/2010
W dniach 23–31 sierpnia 2010 bawiła w Polsce grupa alpinistów japońskich przybyłych z okazji 50-lecia zdobycia Noszaka. Przyjechali, by odwiedzić uczestników polskiej wyprawy, z którą wówczas znaleźli się razem w dolinie Qadzi Deh. W skład 15-osobowej grupy wchodzili wybitni alpiniści i działacze, w tym obaj pierwsi zdobywcy Noszaka, Goro Iwatsubo i Toshiaki Sakai a także członek wyprawy zdobywczej na Skyang Kangri w r. 1976, Munetsugu Nieda. Z polskiej ekipy żyje już tylko 6 osób. Pobyt gości w Polsce zorganizował Stanisław Biel. Na lotnisku w Warszawie przywitał ich drugi weteran wyprawy z 1960 roku, Stanisław Kuliński w towarzystwie Janusza Kurczaba. Goście zwiedzili Warszawę, Kraków z Wieliczką i Pieskową Skałą, w Tatrach nocowali w Roztoce a w wycieczkach towarzyszył im Stanisław Biel. Bogaty we wrażenia był spływ Dunajcem przez Pieniny. Miłe towarzyskie spotkanie odbyło się w japońskim pensjonacie w Harklowej. Jedynym reprezentantem wyprawy z r. 1960 był Staszek Biel, przyjechało też kilku uczestników innych wypraw w Hindukusz: Marian Bała, Wojciech Kapturkiewicz, Janusz Majer, Adam Trzaska, Jan Weigel, prof. Janusz Wojtusiak a także znany w świecie ekspert hindukuski, Jerzy Wala. Duże wrażenie wywarła projekcja filmu Sergiusza Sprudina, podczas której nasi goście zobaczyli także własne młode sylwetki. O godz. 20.30 rozjeżdżaliśmy się do domów. Grupa japońska opuszczała Warszawę odprowadzana na dworzec przez Kulińskiego, Kurczaba i Andrzeja Sobolewskiego. "Nie zapomnimy tej szczególnej atmosfery a nasza przyjaźń będzie trwała długie lata" – napisał Toshiaki już z Tokio do Staszka Biela.
Barbara Morawska-Nowak
W Harklowej
W Harklowej. Stanisław Biel, Toshiaki Sakai i Janusz Majer. Fot. Jan Weigel
GS/0000 POŻEGNANIA 09/2010
GS/0000 W GÓRACH AZJI WYSOKIEJ 09/2010