GS/0000 WOJCIECH SZYMAŃSKI 03/2010
Wojciech Szymański
Wojciech Szymański w Kaukazie w r. 1957.
Fot. Jan Słupski
27 marca zmarł prof. dr hab. Wojciech Jan Szymański, przez niemal 60 lat związany z wysokogórskim ośrodkiem toruńskim. Urodził się 26 czerwca 1928 r. we Włocławku, gdzie też uczęszczał do szkół. Po maturze studiował chemię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, studia ukończył w r. 1952 a w 1953 podjął pracę na uczelni, której poświęcił swoje siły – kolejno jako asystent, adiunkt i profesor, lubiany przez młodzież i ceniony w sferach naukowych. Wykładał na Wydziale Chemii, w latach 1969–98 kierował zorganizowanym przez siebie Zakładem Chemii Jądrowej. Zgodnie z rodzinną tradycją, w r. 1948 wstąpił do PPS, z którym niebawem trafił w szeregi PPR i PZPR. Jako student chodził po górach i zdobywał odznakę GOT brązową i srebrną. W dniu 1 stycznia 1950 zapisał się do PTT, latem 1951 r. ukończył ogólnopolski kurs dla początkujących na Hali Gąsienicowej (7–14 sierpnia), poprzedzony szkoleniem teoretycznym w Toruniu. Jego pierwszą drogą była grań Fajek, a pierwszymi instruktorami – Karol Filek i Andrzej Pietsch. Z dniem 4 października tego roku został członkiem uczestnikiem Koła Poznańsko-Pomorskiego KW, co Zarząd KW PTTK zatwierdził 21 października. W Tatrach wspinał się intensywnie. Zaraz po kursie – 26 sierpnia – meldował ambitne przejście wschodniej ściany Zadniego Granatu "drogą różną od WHP 232". 10 lutego 1954 uczestniczył w głośnych zdarzeniach na Żabim Szczycie Niżnim. Weszły one do historii tamtych lat a nawet do klubowej legendy. Często cytowane "do kogo strzelacie?" uważał za wymysł Jurka Sawickiego, choć przyznawał, że wobec histerii żołnierza, partyjna pogróżka mogła zostać faktycznie użyta. Tymczasem poznawał klasyczne drogi, w r. 1958 oceniał swój dorobek z Tatr na 250 godzin przewodnikowych latem i 80 zimą, podczas gdy przeciętna u rówieśników wynosiła wówczas ok. 100 godzin latem i 30 zimą. Za najlepsze uważał I przejście górnej części pn. ściany Świnicy oraz II przejście zimowe Orlej Perci od Roztoki do Zawratu, zrealizowane w styczniu 1955 r. wraz z Jerzym Sawickim "Szmaciarzem". Z późniejszych lat WHP notuje jego wariant na wsch. ścianie Łomnicy 29 VIII 1961 z Wojciechem Dembińskim i częstym partnerem, Tadeuszem Łaukajtysem. Zdzich Dziędzielewicz wspomina zimową wspinaczkę z Wojtkiem drogą Świerza na Pośredni Mięguszowiecki. Wspinał się – mówi – znakomicie, ale miał zły zwyczaj wychodzenia rano bez śniadania.
Pociągały go góry wyższe niż Tatry. W latach 1957–59 trzykrotnie wyjeżdżał w Kaukaz. Do jego zdobytych tam szczytów należą wschodni wierzchołek Elbrusa (5595 m, 10 IX 1957), Sułachat Gołowa (3439 m, 8 VIII 1958), Sofrudżu (3785 m, 10 VIII 1958), Dombaj Ulgen Główny (4040 m, 14 VIII 1958), Mały Dombaj (3800 m, 18 VIII 1958, trawersowanie ku pn.-zach.), Ercog 3867 m przez Dżałowczat 3870 m (2 VII 1959), Dżuguturłuczat (3921, 9 VII 1959) i Biełała Kaja (3851 m, 15 VII 1959). Wśród jego kaukaskich partnerów byli Bolesław Chwaściński, Zdzisław Dziędzielewicz, Justyn Wojsznis, Andrzej Sobolewski, Barbara Morawska-Nowak, Roman Petrycki, Jan Słupski, Stanisław Kuliński i inni. W r. 1971 poznał Atlas Wysoki. Wraz z Tadeuszem Łaukajtysem zrobił I wejście prawym skrajem pn. ściany Dżebel Ajui (3382 m, 17–19 II 1971) oraz I wejście środkowym filarem pd. ściany Tazarhart, zarazem pierwsze wejście zimowe na ten szczyt (1 III 1971). W r. 1973 był zastępcą kierownika wyprawy w Andy Peruwiańskie. Razem z Tadeuszem Łaukajtysem, Eugeniuszem Chrobakiem i Ludwikiem Wilczyńskim dokonał I wejścia pd. filarem Huandoy Oeste (6356 m, 25–28 lipca, szczyt 27), co można uznać za sukces górski jego życia ("Taternik" 1974). "Było to wejście wybitnie sportowe o V stopniu trudności efektowną drogą skalno-lodowo-śnieżną" – oceniał dr Saysse-Tobiczyk w V tomie "W skałach i lodach swiata" (1974). W r. 1977 kierował wyprawą toruńską w Hindukusz, podczas której osiągnął na Noszaku rekordową dla siebie wysokość 7000 m. Do sukcesów wyprawy należało wejście na Noszak Czeszki Margity Štěrbovej. W r. 1983 był kierownikiem wyprawy toruńsko-gdańskiej na Dhaulagiri ("Taternik" 2/1983) a w 1987 – wyprawy polsko-czechosłowackiej na pd.-wsch. ścianę Manaslu (do 6800 m, T. 1/1987). Bogusław Kowalski wspomina jego przerwany z powodu choroby wyjazd na Gyachung Kang w r. 1998 – towarzysko, poza składem wyprawy.
Wojciech Szymański, Tadeusz Łaukajtys
Na szczycie Ajui w Atlasie Wysokim. Z lewej Wojciech Szymański, z prawej Tadeusz Łaukajtys. Fot. Tadeusz Łaukajtys
Stale udzielał się organizacyjnie. W grudniu 1950 r. powstało Koło Poznańsko-Pomorskie z "promieniującym kulturą taternicką i znajomością spraw wysokogórskich" centrum toruńskim, gdzie działali profesorowie Czerny, Czeżowski i Passendorfer. Duszą tego centrum był Leszek Michalski. W listopadzie 1951 r. wyodrębniło się Koło Pomorskie w Toruniu, formalnie zawiązane 21 stycznia 1952 roku. Wojciech Szymański był przy jego narodzinach ale jako członek uczestnik nie mógł należeć do założycieli. Był aktywny przy zmianach organizacyjnych lat 1951–56, m.in. jako dyskutant Krajowej Narady Komisji Taternictwa 17 maja 1953 roku. Mieszkał wtedy jeszcze we Włocławku. Pochłonięty pracą na UMK, zawsze znajdował czas na wypady w góry i na pracę klubową. W latach 1964–67 był prezesem Koła Toruńskiego KW, w kadencji 1980–83 członkiem Sądu Koleżeńskiego PZA. Pozycja naukowa umożliwiała mu wyjazdy na Zachód. Podczas stażu we Francji w latach 1962–1963 odnowił kontakt z Jerzym Sawickim, spotykał się tam również ze Zdzisławem Kozłowskim i z Jerzym Wehrem. Pisywał w "Taterniku", był też autorem kilku skryptów i do dziś aktualnych podręczników ("Chemia jądrowa" i inne). W r. 2000 poproszony przez nas spisał swoją wersję relacji z Żabiego Niżniego 1954, opublikowaną w zeszycie 7 Bibl. Historycznej GS. W r. 2007 KW Toruń obdarzył go godnością członka honorowego, został też odznaczony Krzyżem Kawalerskim OOP. Odszedł w niebieskie hale 27 marca, spocznie na cmentarzu bródnowskim w Warszawie. Zostanie we wdzięcznej pamięci setek uniwersyteckich wychowanków i zawsze wiernych górskich przyjaciół. Żegnamy go z najszczerszym bólem.
Józef Nyka
GS/0000 CHRIS BAXTER 03/2010
Smutna wiadomość z Melbourne. 28 lutego 2010 zmarł w wieku 64 lat czołowy eksplorator gór i skał Australii, Tasmanii i Nowej Zelandii, Chris Baxter, przez wiele lat postać znana nie tylko na lokalnej górskiej scenie. Miał w dorobku 1200 pierwszych wejść i nowych dróg. Już jego w ogóle pierwsze wspinaczki miały charakter odkrywczy. Po 7 latach wspinania w Australii, w 1971 poznał Alpy, niebawem też ściany Anglii, Yosemite, Squamish w Brytyjskiej Kolumbii. W latach 90. wędrował po górach i odbywał wspinaczki w Turcji, Maroku, Etiopii. Od młodości interesował się dziennikarstwem, redagował m.in. organ Victorian Climbing Club. W latach przełomu w sporcie górskim i przechodzenia od konwencjonalnego alpinizmu do wspinaczki sportowej zabierał głos na temat ideologii i stylu "czystego wspinania". W r. 1978 założył świetne pismo komercyjne "Rock" a w 1981 drugie, równie popularne – "Wild", poświęcone turystyce i sportom przestrzennym. Oba wychodzą do dziś, panując na rynku górskich mediów Australii. "Chris – mówi jego następca redakcyjny, Ross Taylor – był najefektywniejszym eksploratorem wspinaczkowym Australii, w wielu rejonach nie ma skały bez chociażby jednej jego drogi." W r. 2000 stwierdzono u niego guz mózgu, nie przerwał jednak pracy i kontaktu z przyrodą. Jego walka o powrót do zdrowia z wykorzystaniem terapeutycznej roli wspinania mogłaby być wzorem dla innych. Zmarł w dziesiątym roku choroby, w wyniku ciężkiej leukemii.
Rudaw Janowic
Christopher Baxter
Christopher Baxter. Fot. Mike Law, Alpinist
GS/0000 ZGINĘLI W GÓRACH 03/2010
Komisja Bezpieczeństwa Czeskiego Związku Alpinizmu (ČHS, 2600 członków) wydała świetnie opracowane studium o wypadkach obywateli Czech w terenie górskim w r. 2009 – na tle szczegółowych statystyk wypadkowych z lat 2001–2008. Raport obejmuje 19 ofiar, w tym tylko 1 kobietę i tylko 9 członków ČHS. Aż 7 istnień ludzkich pochłonęły lawiny, 3 upadki bez asekuracji, 2 wychłodzenia i 2 nagłe zgony. Po 5 ofiar przypada na turystykę i wspinanie, aż 8 na narty i pokrewne sporty zimowe. 9 Czechów zginęło w Alpach, 3 w górach Azji a tylko 1 w Tatrach (na zach. ścianie Łomnicy), co też w pewnej mierze obrazuje kierunki aktualnej ekspansji alpinizmu czeskiego. Bogato ilustrowana wykresami 11-stronicowa analiza jest wzorowana na podobnych materiałach zachodnich. – Tymczasem w Moskwie Władimir Szatajew i Giennadij Starikow zestawili listę alpinistów ZSRR i SNG, którzy zginęli w górach. Autorzy podają wiek ofiary, datę i przyczyny wypadku, szczyt oraz drogę. Wykaz obejmuje 1200 nazwisk, a otwiera go rok 1929. Najgorsze były lata 1980, 1989 i 1990 (odpowiednio 38, 46 i 65 ofiar), najgroźniejsze szczyty to Pik Pobiedy (59 ofiar), Pik Lenina (52), Uszba (46), Pik Kommunizma (41), Chan Tengri (35) i Elbrus (29). Lista nie jest kompletna a autorzy proszą o uzupełnienia.
GS/0000 CHAŁUBIŃSKI RATOWNIK 03/2010
Przy tylu znakomitych biografach, zdawałoby się, że do tego życiorysu niczego już dodać nie można, a jednak! W r. 1884 w masywie Rysów uległ wypadkowi niemiecki student Georg Amsel, który schodząc samotnie grzędą zboczył na śniegi Rysy i spadł nimi około 100 m. Potłuczony i poważnie ranny, spędził w turniach koszmarną noc ale nazajutrz zdołał dojść do schroniska, gdzie opowiedział, że słyszał w ścianach niemieckie wołania o pomoc, z powtarzającym się "moje biedne cztery złote dzieci". Rzekome głosy były z pewnością halucynacjami zszokowanego Georga, ale w polskich kręgach mimo to wszczęto poszukiwania. W spiskich gazetach z tego czasu znaleźliśmy adresowane do Zakopanego słowa uznania i podzięki za wysłanie w turnie nad Kotłem Czarnego Stawu "najdzielniejszych" przewodników, Szymona Tatara, Wojciecha i Macieja Rojów i innych. Mimo kilkudniowych poszukiwań w Żabiej Grani, Rysach i Mięguszowieckich Szczytach nikogo nie znaleziono, a całą akcję ratunkową zorganizowali – i zapewne sfinansowali – "polska dama, hrabina Krasińska oraz znany warszawski profesor uniwersytecki, dr Tytus Chałubiński". Równo ćwierć wieku wcześniej nim TOPR założono! Przyczynek drobny ale dobrze charakteryzujący Chałubińskiego, zawsze gotowego śpieszyć ludziom z pomocą. Skądinąd wiadomo, że hr. Róża Krasińska była z nim blisko zaprzyjaźniona i wcześniej już zaangażowana we wspólne inicjatywy.
GS/0000 NOWE KSIĄŻKI 03/2010
Cztery hity wydawnicze na progu drugiej dekady XXI wieku: Księga pamięci Ryszarda W. Schramma Nie lubię chodzić po cudzych śladach... (Poznań 2009). "O życiu i dziełach" zasłużonego naukowca i alpinisty piszą Barbara Morawska-Nowak, Monika Rogozińska, syn Tomasz Schramm, Jerzy Wala, Andrzej Wilczkowski, Jan Stryczyński, Andrzej Grzybkowski, Mieczysław Rożek, Andrzej Matuszyk, Miłosz Martynowicz, Józef Nyka i wielu innych. – W serii "Tatry. Sprawy i Ludzie" TPN ukazało się długo oczekiwane dzieło Wiesława A. Wójcika Sabała – 414 stron, 180 częściowo unikalnych ilustracji, 1365 przypisów! Żaden inny góral nie wkroczył tak szeroko do legendy ale też żaden nie doczekał się tak pięknego i drobiazgowego literackiego portretu, pisanego z miłością do bohatera choć dalekiego od hagiografii. – Piotr Morawski: Zostają góry – wydany przez krakowskie "Góry" pośmiertny zbiór wspomnień, opowiadań, felietonów naszego tragicznie zmarłego, utalentowanego literacko kolegi. Interesująca lektura a przy tym obraz ostatnich dwóch dekad polskiego alpinizmu. – Na prezent wielkanocny polecamy dzieło zbiorowe o jaskiniach Wyspy – nomen omen – Wielkanocnej The Caves of Eastern Island. Undergorund World of Rapa Nui. Las Cuevas de Isla de Pascua. El Mundo Subterraneo de Rapa Nui. Wydawcy: Andrzej Ciszewski, Zdzisław Jan Ryn, Mariusz Szelerewicz. Kraków 2009, ss.368, ilustracje, 315 planów jaskiń. Książka ukazuje wyniki badań polskich speleologów i znacząco wzbogaca światową bibliotekę jaskiniową.
GS/0000 A CO U CIEBIE? 03/2010
Jerzy Wala
Fot. Józef Nyka
Jerzy Wala, Kraków.
Byłem niedawno z Wojtkiem Kapturkiewiczem, Januszem Przybyłowiczem, Jankiem Woźniakiem i jego córką Anią w Karpatach Rodniańskich. Najpierw spaliśmy w stacji narciarskiej nad wioską Sant (1200 m) i w tej okolicy chodziliśmy i jeździliśmy na nartach, choć pogoda raczej nam nie sprzyjała. Potem pojechaliśmy na stronę północną do Statiunea Borşa i zamieszkaliśmy w pensjonacie "Diana" za 50 lea od osoby. Samochodem wjeżdżaliśmy na przełęcz Prislop (1416 m) i stąd robiliśmy wycieczki narciarskie, jedną wysoko pod grzbiet główny Karpat Rodniańskich (Muntii Rodnei). Pogoda była nieco lepsza. Góry ładne, podobne do Tatr Zachodnich. Imponujące wrażenie robi najwyższy szczyt Pietrosul (2303 m – wysokość naszej Świnicy), wznoszący się 1600 m nad dolinę, niczym Mont Blanc nad Chamonix. Z Krakowa zrobiłem wypad narciarski na Turbacz, jeździłem też na górze Chełm nad Myślenicami.
GS/0000 VARIA 03/2010
GS/0000 MIĘDZY NAMI SENIORAMI 03/2010