GS/0000 STANISŁAW SIEDLECKI NIE ŻYJE 03/2002
Po długich cierpieniach, 7 marca 2002 zmarł w Łodzi prof. dr hab. Stanisław Siedlecki, naukowiec, alpinista i polarnik, członek honorowy KW i PZA. Urodzony 17 września 1912 jako syn przyrodnika i taternika prof. Michała Siedleckiego, był z wykształcenia geologiem (doktorat 1949, prof. 1964) i większą część życia przepracował w instytucjach naukowych polskich i norweskich (m.in. w Zakładzie Nauk Geologicznych PAN).
W Tatrach do jego partnerów należeli Motyka, Korosadowicz, Jacek Żuławski, Staszel, Bernadzikiewicz, Uznański, Łapiński, Orłowski, Stryjeński, Paryscy i inni. Przewodnik WHP wzmiankuje go 50 razy. Z dróg można wymienić Kaczy Żleb wprost (1931), Mały Ganek południowo-zachodnią ścianą (1931), Zachodnie Żelazne Wrota wprost od północy (1931), Kozie Czuby od północy (1943), południowy filar Smoczego Szczytu (1944). Szóstkową sławą cieszyła się jego droga na Zamarłej Turni (1943, z Wicherkiewiczem), wysoko cenił drogę na zachodniej ścianie Łomnicy (1945). Premier zimowych dorobił się około tuzina, miał nawet szczęście wchodzić jako pierwszy w zimie człowiek (z Jerzym Pierzchałą) na tak wybitne turnie, jak Wielka Kapałkowa (1936), Pośrednia Jaworowa (1939), Jaworowy Róg (1939) czy Rogowa Grań (1939). Jak stwierdza Bolesław Chwaściński (1979), jego wejście na Kozią Przełęcz Wyżnią od północy 10 kwietnia 1944 r. było najpoważniejszym wyczynem zimowym lat wojny.
Do PTT "Siaś" wstąpił w r. 1929, w rok później do Sekcji Taternickiej AZS w Krakowie, członkostwo zwyczajne uzyskał w r. 1932 w Kole Wysokogórskim OW PTT (w innym dokumencie podawał nieco inne daty: ST AZS 1930, ST PTT marzec 1932, KW OW PTT 1933). W okresie 1933–39 pracował w zarządach KW, a 1939–45 w konspiracyjnych strukturach Klubu. Jako "S.S." pisywał w wojennym "Taterniku", w latach 1945–46 i 1950–51 był prezesem KW, w kadencji 1949–50 wiceprezesem. Jako instruktor prowadził tatrzańskie kursy i obozy. Lata okupacji spędził częściowo w Tatrach, m.in. na Wadze. Relacjonując ten epizod, prostował związane z nim fałsze, ale też dodawał własne legendowe wątki. Wspominał wigilię i sylwestra 1944 r. w schronisku nad Morskim Okiem, kiedy żołnierze Grenzschutzu strzelali na "Hitler kaputt". W "Taterniku" 1947 zamieścił pamiętny "List otwarty" do Braci Słowaków i Czechów, dziękując im za wszystko, co w zły wojenny czas zrobili dla taterników polskich, goszcząc ich i ułatwiając im ucieczki przez Tatry. W r. 1947 był inicjatorem i kierownikiem owocnego wyjazdu KW do Chamonix, osobiście uczestniczył w II w ogóle trawersowaniu grani Grandes Jorasses. Obszerne omówienia zamieścił w "Taterniku" 1947. Do dramatycznych przeżyć górskich zaliczał próbę na zachodniej ścianie Łomnicy (1946), w której trakcie późniejszy literat, Jan Józef Szczepański, złamał nogę, a obaj bawili na Słowacji nielegalnie.
Flirt Siedleckiego z daleką północą zaczął się w latach 1932–33 (Wyspa Niedźwiedzia), wypraw było potem wiele, a międzynarodową sławę przyniosło mu dokonane latem 1936 r. trawersowanie Spitsbergenu. W notatce z Trondheim z 25 II 1979 pisał do autora tych słów: Dokonaliśmy pierwszego (i dotychczas nigdy w całości nie powtórzonego) przejścia całego Spitsbergenu z południa na północ. Długość przebytej (w ciągu 56 dni trwania wyprawy) trasy lodowcowo-górskiej, wiodącej terenem wówczas w większości nieznanym, wyniosła około 850 kilometrów. Wyprawa ta stanowiła jeden z ważnych wstępnych etapów w rozwoju polskiej polarystyki. Cieszy się też ona do dziś niemal legendarną sławą w Norwegii (i poza Norwegią), w środowiskach zainteresowanych historią badań i »zdobywania« Spitsbergenu. Jego towarzyszami byli Stefan Bernadzikiewicz i Konstanty Narkiewicz Jodko. Część swych przeżyć północnych zawarł w książkach "Wśród polarnych pustyń Svalbardu" (1935) oraz "Dom pod Biegunem" (1964). Tłumy słuchaczy miały jego barwne prelekcje, których przed wojną wygłosił ok. 600, a po wojnie chyba przeszło 1000. Całe 14 lat poświęcił badaniom geologicznym Norwegii, w r. 1964 zamieszkał w tym kraju na stałe.
Jednocześnie wiele podróżował po egzotycznych zakątkach świata. Pamiętał przy tym o tatrzańskich znajomych i odwiedzał ich na obczyźnie, jak np. Krystynę Konopkę w Kalifornii. W r. 1980 zdołał zrealizować część swego dawnego pomysłu: opłynięcia Spitsbergenu łodziami bezpokładowymi. W drugim etapie wyprawy już nie uczestniczył – oba barwnie opisał Ryszard W. Schramm w dziele "Dwa długie dni. Dzień pierwszy – 1980. Dzień drugi – 1983" (1996). W r. 1960 Walny Zjazd KW w Warszawie obdarzył go godnością członka honorowego. Należał do Arktisk Forening, Isbjorn-Klubben i międzynarodowego Explorers Club. Za zasługi naukowe otrzymał szereg odznaczeń i godności – był m.in. członkiem honorowym PTG i Komitetu Badań Polarnych PAN, odznaczonym Medalem Kopernika.
W r. 1989 sumował swoje życie w liście do tatrzańskiego partnera i nauczyciela, Jana Sawickiego (tekst według odpisu sporządzonego przez adresata):
Zawsze pamiętam, jak to wczesnym latem 1931 roku – Boże! jak ten czas leci! – wraz ze Staszkiem ("Klerykiem") Motyką wprowadzałeś mnie w ten »prawdziwy« świat Tatr, najpierw w otoczeniu Kaczej, potem Rumanowej i jeszcze gdzie indziej. Pamiętam też, że asekurowałeś mnie dobrze, kiedy jak bezradny ceperski tłumok wyleciałem ci z górnego trawersu na Zamarłej... i żyję! Zaledwie w rok potem, wiosną 1932, pojechałem na moją pierwszą wyprawę do Świata Polarnego, na Wyspę Niedźwiedzią. Spędziłem tam cały rok, ucząc się nowego dla mnie, fascynującego życia, w którym – ku mojej radości – wstępne doświadczenia ze Świata Tatr okazywały się nieraz bardzo wartościowe. Potem było dużo wypraw: Spitsbergen, Grenlandia i znowu Wyspa Niedźwiedzia i ponownie (wielokrotnie!) Spitsbergen. Na Spitsbergenie wybudowałem i od podstaw zorganizowałem Pierwszą Polską Stację Polarną. Dużo mojego słonego potu wsiąkło w tundrę i w śniegi nad Zatoką Białych Niedźwiedzi. Ale Polska Stacja Polarna na Spitsbergenie żyje nadal i od 30 (przeszło) lat pracuje dobrze do dzisiejszego dnia. To jest ten właściwie, bliski sercu, mój "Dom pod Biegunem"! A jego prapoczątki to te – wraz z Tobą w Rumanowej odkrywane – zimne koleby tatrzańskie. To te doświadczenia, które wyniosłem z Tatr, gdzie (...) stawiałem pierwsze odkrywcze kroki, ucząc się przede wszystkim, na czym polegać winna zdolność podejmowania decyzji w nieznanych sytuacjach (...) I że nigdy nie należy się bać dróg nadzwyczaj trudnych...
Stanisław Siedlecki odchodzi jako jeden z ostatnich już przedstawicieli taternickiej elity lat 30. W "Głosie Seniora" – którego był stałym czytelnikiem – w sierpniu 1992 życzyliśmy mu stu lat w zdrowiu i poczuciu młodości. Nasze życzenia nie do końca się spełniły. Do dziewięćdziesiątki zabrakło mu kilku miesięcy, a i zdrowie na schyłku życia dało mu się boleśnie we znaki. Ale pozostawił mocny ślad zarówno w alpinizmie, jak i polarnictwie polskim, będzie też długo żył w pamięci młodszych generacji, którym tak wiele ofiarował ze swej wiedzy, doświadczenia i entuzjazmu. Na starym łódzkim cmentarzu we wzruszających słowach pożegnał go jego towarzysz górski i bliski przyjaciel, prof. Ryszard W. Schramm.
Józef Nyka

Literatura: Ryszard W. Schramm: W 45 rocznicę trawersowania Spitsbergenu, "Taternik" 1/1982. Józef Nyka: Profesor Stanisław Siedlecki, "Głos Seniora" 8/1992. Ryszard W. Schramm (inicjatywa i opracowanie): Pamiątkowa księga przyjaźni: Stanisław Siedlecki (1992). Zofia i Witold Paryscy: Siedlecki Stanisław, "Wielka Encyklopedia Tatrzańska" (1995). Józef Nyka: Prof. Stanisław Siedlecki, Gazetka Górska 03/02 z 12.03.2002
GS/0000 ZIMA 2001–2002 – JEST LEPIEJ 03/2002
Po ostatnich mizernych sezonach zimowych w Tatrach, tegoroczny był – przynajmniej pod względem przejść – bez porównania lepszy. Moje obserwacje opieram na schroniskowych "książkach wyjść", zwłaszcza tej z rejonu Morskiego Oka, a także na informacjach, na razie fragmentarycznych, o działalności polskich wspinaczy w Tatrach Słowackich. Generalnie biorąc, sezon miał kiepską pogodę i nienotowaną od kilku już lat liczbę śmiertelnych wypadków, także taternickich.
Z analizy książek wyjść można wysnuć wniosek, że znacznie większa niż dotąd liczba wspinaczy wybierała drogi stricte zimowe (kilka przejść Łapińskiego na Kazalnicy i direttissimy Mięguszowieckiego, jedno czy dwa przejścia filara Mięguszowieckiego Szczytu). Padło także sporo (ale to zdarzało się i w poprzednich sezonach) doskonałych stylowo i pod względem czasu przejścia trudnych technicznie dróg na Kazalnicy i ścianie Kotła – ich autorami byli jednak głównie ludzie należący od lat do ścisłej czołówki zimowego taternictwa. Z ciekawostek: po raz pierwszy od dobrych kilku lat ktoś przypomniał sobie, że istnieje taka wspaniała ściana zimowa, jak północna Żabiego Szczytu Wyżniego (chodziło o drogę Stanisławskiego). Ściana co prawda nie padła, ale jej zauważenie dobrze rokuje na przyszłość. Na Słowacji było kilka obozów klubowych, jednak o wielkich przejściach nie słyszałem. I ostatnia uwaga: liczba osób wspinających się zimą jest nadal bardzo skromna i tu nie widać specjalnie przełomu.
Andrzej Baron Skłodowski
P.S. W marcu byłem 5 dni w Alpach pod Grossglocknerem, niestety pogoda była tak zła, że gór nawet nie zobaczyliśmy. 6 kwietnia jadę z Iwoną i Markiem Grochowskim ponownie na tydzień w Alpy. Obiecujemy sobie, że warunki tym razem będą lepsze.
GS/0000 POLSKI AKCENT W NOWYM JORKU 03/2002
W Baron's Cave Gallery na Brooklynie w Nowym Jorku do dnia 22 kwietnia czynna będzie wystawa fotografii górskiej i wspinaczkowej Kazimierza Śmieszko, znanego jeleniogórskiego wspinacza, od 10 lat mieszkającego w Nowym Jorku. Uroczyste otwarcie odbyło się 22 marca z udziałem wielu osób, w tym także partnerów wspinaczkowych autora. Na wystawie, noszącej tytuł "Gravity", pokazane są fotografie z podróży wspinaczkowych po Stanach Zjednoczonych, wśród nich zestaw prac z Yosemite, pt. "The Wall of the Early Morning Light", stanowiący artystyczny plon przejścia drogi o tej nazwie na El Capitanie, nagrodzony przed dwoma laty Grand Prix na XI Biennale Fotografii Górskiej w Jeleniej Górze. Autorowi, dla którego wystawa na Brooklynie jest pierwszą indywidualną ekspozycją, gratulujemy ciekawych zdjęć i – według zgodnej opinii obserwatorów – sukcesu wystawy. Adres galerii: 97 Nassau Ave., Brooklyn, NY 11222, tel. (718) 389 5050.
Władysław Janowski, Filadelfia
GS/0000 A CO U CIEBIE? 03/2002
Andrzej Kuś, Rzeszów
W dniach 7–9 grudnia uczestniczyłem w Jarosławiu w rekolekcjach adwentowych "Mistyka Gór", które ściągnęły liczne grono miłośników gór z całego kraju. Spotkania prowadził dominikanin o. Andrzej Konopka. W Nowy Rok odbyłem samotnie piękną 15-kilometrową wycieczkę narciarską korytem Wisłoka (lód 30 cm grubości). Jednak polarna zima szybko się skończyła i mój tradycyjny bieg narciarski Laskowiaków (XI z kolei) musiał się odbyć na piechotę. 16 lutego RKW zorganizował 17 edycję Pucharu Połonin w narciarstwie wysokogórskim – z licznym udziałem narciarzy-taterników. Imprezą kierował prezes RKW, Paweł Nowak.Tymczasem napisałem rozdział do biografii Lorda Hunta, wydawanej przez Ingrid Cranfield z Królewskiego Tow. Geograficznego, omawiając serdeczne górskie więzi polsko-brytyjskie od r. 1964 poczynając. Książka pt. "Life Chances" powinna się niebawem ukazać. W marcu bawił w Rzeszowie b. prezydent Rządu RP na Emigracji, p. Ryszard Kaczorowski. Na spotkaniu z nim również przypomniałem tę ciekawą kartę przyjaźni, o której pan prezydent usłyszał po raz pierwszy.
John i Yva (Momatiuk-)Eastcott
Przesyłamy życzenia świąteczne z dzikiego Yukonu (tak, zaniosło nas tutaj). Życzymy Wam bardzo wielkanocnych łosi, karibu i wilków, a żeby było bardziej świątecznie – także łabędzi, które właśnie wracają na północ z cieplejszych i słonecznych leży zimowych. Tu śniegi i lody, ale powietrze już łagodne i rzeki powoli wyzwalają się z lodowej pokrywy. A my dalej, na Alaskę. Cóż robić, takie życie...
Hania i Władek Janowscy
Ślemy pozdrowienia z Red Rocks w Newadzie. Mamy piękną słoneczną pogodę. Po kilku wspinaczkach, 28 marca mieliśmy dzień odpoczynku, zrobiliśmy wycieczkę do Arizony. Zobaczyliśmy sławną Hoover Dam (tutejszy przewodnik podaje, że jest to jeden z 8 cudów świata) i przez White Rock Canion przeszliśmy się do gorących źródeł nad rzeką Colorado, kąpiel w malowniczym źródełku była fantastyczna. To był wyjątkowo piękny dzień, ciepły i bez jednej chmurki. Przed dwoma dniami zrobiliśmy ultraklasyk rejonu, "The Prince of Darkness" w Black Velvet Canyon. Co prawda tylko 5.10c, ale droga ma 6 wyciągów, na dodatek całość w pionowej skale bez jednej półki. W chłodnej i wietrznej tego dnia ścianie spędziliśmy prawie cały dzień – trochę nas opóźniał wspinający się przed nami młody i ambitny zespół z Kolorado. Wracaliśmy zadowoleni, choć zmarznięci i z obolałymi od ciągłego wysiłku stopami. W planie mamy dalsze wspinaczki w okolicy. Wiadomości wysyłamy bezpośrednio z Red Rocks z maleńkiego skytela, nie do końca wierząc w sprawność tego urządzenia. Pozdrawiamy serdecznie i wszystkim czytelnikom GS składamy najlepsze życzenia wielkanocne.
GS/0000 KONIEC LINY 03/2002
GS/0000 MISCELLANEA 03/2002