GS/0000 ARNO PUŠKAŠ – KONIEC DROGI 07/2001
Witał nas radośnie na progu swojego domu, a pobyty w Smokowcu to były przede wszystkim godziny u Puškášów. Dziś nie ma już ani gościnnej Tonči, ani Arna, a Smokowiec staje się obojętny i obcy. Antónia zmarła 7 marca 1998, Arno – 9 czerwca 2001. Obszerniej pożegnaliśmy go w naszej internetowej "Gazetce Górskiej" z 17 czerwca (GG 06/2001), zaś pełniejszy życiorys planujemy do "Biblioteczki Historycznej GS", tu ograniczymy się więc do encyklopedycznej notki.
Urodził się 4 lutego 1925 w Koszycach, pod Tatry przeniósł się w r. 1946, razem ze swym rówieśnikiem i częstym partnerem od liny, Júliusem Andrášim. Do r. 1958 był chatarem w schroniskach m.in. pod Wagą i w Kieżmarskiej Chacie. Latem 1958 r. został zawodowym ratownikiem (HS TANAP). W 1967 usamodzielnił się, pracując jako grafik i free-lance publicist. Przez szereg lat był słowackim wspinaczem nr 1, to on wraz z garstką kolegów pchnął taternictwo naszych sąsiadów na nowe tory. W Tatrach ma w dorobku 210 pierwszych wejść, z tego przeszło 100 w zimie. Liczne jego drogi, piękne jako rozwiązania, cieszą się do dziś popularnością i są tak znane, że nie potrzeba ich wyliczać. Kierował zespołowymi przejściami grani Tatr Wysokich: 1952 letnim i 1955 – zimowym. Od początku był silnie związany z przyjaciółmi polskimi, od których, jak mawiał, zaczerpnął swą górską filozofię.
Jego wyjazdy zagraniczne obejmują m.in. Alpy Julijskie (1948), Transylwańskie (1954) i Francuskie (1956), Kaukaz (1958), Wysokie Taury (1965), Pireneje i Sierra Nevada (1967), Atlas Marokański i góry Riff (1968), góry Elburs w Iranie (1968, Damavand 5670 m), Ararat 5156 m (1968), Olimp (1968), jeszcze raz Kaukaz (1970). W latach 1969 i 1971 uczestniczył w wyprawach na Nanga Parbat 8125 m, dokonując pierwszych wejść na dziewicze boczne szczyty 7530 m i 7910 m (życiowy rekord wysokości). Potem były Wysoki Atlas (1973), Romsdal i Jotunheimen w Norwegii (1973), Hoggar w Algierii (1974), Turcja z Süphan Dagh, Erciyes i Cilo Dagh (1975). W Fańskie Góry wyjeżdżał trzykrotnie (1974, 1976, 1977) robiąc nowe drogi i pierwsze wejścia na szczyty wyższe niż 5000 m. Zakończył wyprawy w r.1979 wyjazdem w rejon Pika Kommunizmu w Pamirze.
Równoległy nurt w jego karierze stanowiła publicystyka. Artykuły zmieszczał na różnych łamach, niektóre pisma (np. pierwsze 5 roczników "Vysoké Tatry") współredagował. W latach 1952 i 1954 wydał z nerwem napisane książki "Horolezci w tatranských stenách" oraz "Priatel'stvá na lane". W 1953 ukazały się jego "Nové horolezecké výstupy vo Vysokých Tatrach 1945–1953", a w latach 1957–89 główne dzieło, czyli 10-tomowy przewodnik "Vysoké Tatry. Horolezecký sprievodca – monografia", w tomie X zakończony 80-stronicowym aneksem poświęconym historii przejść grani Tatr. Wysiłkiem twórczym Arna powstały publikacje po wyprawach na Nanga Parbat, m.in. imponujący album "Nanga Parbat 8125 m" (1974, 1976 zdjęcia Ivana Urbanoviča). Jego książka "Fanské vrchy" (1981 – wraz z J. Koršalą) i inne publikacje o Fańskich Górach były pracami pionierskimi. Zajmował się filmem – jako aktor, reżyser czy konsultant, dużą popularność zdobył też przez efektowne projekty plakatów i wydawane od r. 1981 serie kart pocztowych "Tatranské steny". W ostatniej dekadzie poświęcił się pracy plastycznej, wykonał przeszło 150 wspaniałych kolaży (50 x 50 i 50 x 80 cm), z których większość znalazła nabywców za granicą, a kilka weszło do wystroju schroniska nad Morskim Okiem, gdzie Arno był do ostatnich dni życia częstym gościem. Kochał słońce, którego motyw pojawiał się w większości jego prac plastycznych.
Mówił dobrze po polsku i miał u nas licznych przyjaciół. Pod Wagą i w Kieżmarskiej Chacie kwaterował – często "na lewo" – naszych taterników, chodził m.in. z Wawą i Juliuszem Żuławskimi, Jerzym Surdelem, Tadeuszem Orłowskim. Z tym ostatnim robił nowe drogi jeszcze w r. 1980. W r. 1974 Walny Zjazd KW nadał mu członkostwo honorowe naszej organizacji, które wysoko sobie cenił. 30 czerwca urnę z jego prochami złożono obok urny żony. Przenosząc się na dolnosmokowiecki cmentarz Arno wchodzi do panteonu herosów tatrzańskich. Niestety, zabiera z sobą pół wieku nie do końca spisanych dziejów taternictwa słowackiego, które jako ich współtwórca i badacz znał lepiej, niż ktokolwiek inny. Żegnamy go z bólem, jako zasłużonego taternika, niezwykłego człowieka i bliskiego przyjaciela. Do syna, Piotra, kierujemy słowa prawdziwie szczerego współczucia.
Józef Nyka
GS/0000 MOUNT McKINLEY WIOSNĄ 2001 07/2001
Najwyższy szczyt Ameryki Północnej wciąż przyciąga ludzi z magnetyczną siłą, ruch jest tu jednak ostatnio mniejszy, niż był 10 czy 15 lat temu. W zakończonym w czerwcu sezonie podliczono wejścia. "Współczynnik sukcesu" – w wysokim stopniu zależny od pogody – wyraża się stosunkiem 1:2, dokładnie 52% (na Mount Foraker zaledwie 27%). Osiągnięć sportowych było kilka, zdecydowanie najlepsze należy do naszego słoweńskiego przyjaciela, Marka Prezlja. Oto fragmenty jego obszernej relacji: "W rejonie Denali spędziłem równo miesiąc, od 23 maja do 23 czerwca. Z wejść jestem więcej niż zadowolony. Moim partnerem był niedawno poznany Amerykanin z Wyoming, Stephen Cochem, który okazał się towarzyszem i alpinistą najwyższej klasy. Zaczęliśmy od nowej drogi na boczny szczyt masywu Mount Hunter – wysokość ściany 650 m, trudności więcej niż VI. Następnym celem był sławny filar Mountflower Buttres. Droga nim miała 8–10 powtórzeń, nikt jej jednak dotąd nie zrobił klasycznie. Nam się to udało, i to w 25 godzin, podczas gdy czas innych zespołów nie schodził poniżej 3–10 dni. Po aklimatyzacyjnym wejściu na Denali przystąpiliśmy do realizacji głównego zadania: wytyczenia nowej drogi pomiędzy "Cassinem" a Denali Diamond. Przejście niemal 3000-metrowej ściany (2000 m dziewiczym terenem) zajęło nam w obie strony 51 godzin, bez biwaku ale i bez snu, z tego 7 godzin odpadło na suszenie sprzętu. Drogę nazwaliśmy Light Traveler – nigdy jeszcze nie pokonywałem tak wielkich trudności na tak wysokiej i nieprzyjaznej górze." "Wspinaczki w górach Alaski były dla mnie nowym wielkim doświadczeniem" – napisał w liście z 10 lipca 2001.
[Marko Prezelj]
Marko Prezelj
Fot. Józef Nyka
GS/0000 ROSJANIE NA LHOTSE TA 07/2001
[Lhotse La]
Lhotse La od strony zachodniej
Fot. www.risk.ru
Wiadomość o sukcesie wyprawy rosyjskiej na środkowej turni Lhotse (Lhotse Ta, Lhotse Central, Lhotse Middle, 8414 m), podaliśmy już w majowym numerze GS, jest ona jednak na tyle ważna, że wracamy do niej w obszerniejszej notatce. 15-osobowa wyprawa, zorganizowana przez Wiktora Kozłowa i kierowana przez 62-letniego Nikołaja D. Czornego, miała w składzie 11 czołowych alpinistów wysokościowych z całej Rosji, głównie starszych wiekiem. Wyprawa wylądowała w Nepalu 17 marca, do Lukli trzeba było przerzucić 4 tony bagażu. Bazę (5300 m) założono 1 kwietnia, a zespół rozpiął poręczówki do Przełęczy Południowej, z których później korzystały wszystkie inne wyprawy, także nasza dwójka na Lhotse. 19 kwietnia stał już obóz III (7350 m), 27 kwietnia założono "czwórkę" na Przełęczy Południowej. Odtąd zaczął się teren dziewiczy, "obrabiany" na dystansie 600 m przez dwa dni. Raporty z wyprawy nic nie mówiły o przebiegu drogi w tej partii. Jej opis pióra Aleksieja Bołotowa przekazał nam życzliwie Petyr Atanasow z Bułgarii, redaktor magazynu "Na Ryba". Brzmi on następująco: Z Przełeczy Południowej w górę na Żebro Genewskie i w jego przedłużeniu stromo w górę, na prawo od grani łączącej Lhotse z Everestem – aż do pierwszej turni. Tutaj 50 m w dół na stronę Tybetu, po czym 1 km wznoszącym się trawersem w północnej ścianie (śnieg 40–55°, lawiniasto). Teraz w górę szerokim zacięciem po skałach i śniegu (55°) na grań między głównym szczytem Lhotse, a Lhotse Ta. Granią 50 m w dół i w górę 100 m po pionowych skałach i b. stromym śniegu na dziewiczy szczyt.
Wejścia nastąpiły jedno po drugim. 23 maja o godz. 15 wierzchołek osiągnęli – pierwszy Aleksiej Bołotow (38), za nim Pietr Kuzniecow (43), Siergiej Timofiejew (44) i dr Jewgienij Winogradzki (55, kierownik techniczny wyprawy). "Pod nami leżało morze chmur, z którego wystawały tylko 8-tysięczniki." 24 maja wejście powtórzyli Jurij Koszelenko, Gleb Sokołow i Nikołaj Żylin. Trzeci zespół musiał walczyć z niepogodą, jeden z trójki wycofał się, natomiast pozostali dwaj – Władimir Janoczkin i Wiktor Wołodin – 27 maja również weszli na Lhotse Ta, choć plan przewidywał wejście na szczyt główny.
Dla naszych czytelników interesująca będzie religijna oprawa ekspedycji. Przed wyjazdem ekipa otrzymała błogosławieństwo Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, a 6 uczestników przyjęło chrzest. Alpiniści zabrali z sobą świętą ikonę Matki Bożej Kazańskiej, która w bazie wisiała w namiocie kierownictwa, by chronić ludzi przed niebezpieczeństwami. Po powrocie wyprawy, 12 czerwca w Cerkwi Wszystkich Świętych na Kuliszkach odbyło się nabożeństwo dziękczynne za szczęśliwy powrót i sukces ekipy. Krótki reportaż z wyprawy pióra Kevina O'Flynna ukazał się w czasopiśmie "The Moscow Times" z dnia 2 lipca.
Dzięki ekstraklasie alpinistów i ich doświadczeniu, wyprawa miała przebieg niezwykle sprawny i mimo wielkich trudności bezawaryjny. Jak już podawaliśmy w GS 5/01, Lhotse Ta była najwyższym w miarę wyodrębnionym punktem Globu dotąd nie zdobytym przez człowieka. Ostatnie tej rangi osiągnięcia stanowiły wejścia wyprawy PKG na Kangchendzöngi Południową i Środkową (obie po ok. 8500 m) w r. 1978. Jest to rosyjski rekord pierwszego wejścia i jedyny zdobyty przez Rosjan dziewiczy punkt 8-tysięczny. Radość w kręgach górskich była wielka, ekipę przyjmowano z honorami, choć wydarzenia w Katmandu pozbawiły ją spodziewanej wizyty w pałacu króla Birendry. "To był sukces długo oczekiwany przez wszystkich rosyjskich alpinistów" – stwierdza trener kadry narodowej, Władimir Szatajew. Specjalne gratulacje wysłał ekipie prezes Federacii Ałpinizma Rossii, Walerij S. Putrin, mówi się o wysokich odznaczeniach państwowych. Do zdobycia pozostała druga, niższa o 20–30 m i mniej pokaźna turnia wschodnia, Lhotse Ta E lub Lhotse Central E. W szczytowym masywie Lhotse jest też co najmniej kilka dziewiczych turni podobnej wysokości, jednak mniejszych rozmiarów i mniej rzucających się w oczy. Można oczekiwać, że kiedyś i na nie przyjdzie kolej: i one otrzymają nazwy oraz wejścia.
Józef Nyka
GS/0000 PODNIEBNE DZIEWCZYNY 07/2001
Światową listę wysokościowych rekordzistek wciąż otwiera nazwisko Wandy Rutkiewicz, która z 8 ośmiotysięcznikami w dorobku na razie jeszcze prowadzi. Drugie miejsce zajmuje ambitna Amerykanka, Christine (Feld-)Boskoff (ur. 1967). Od r. 1995 dorobiła się ona 6 szczytów ośmiotysięcznych, w tym Everestu i Lhotse. Tyle samo wejść miała Francuzka Chantal Mauduit (ur. 1963), która w r. 1992 swoją kolekcję zaczęła nietypowo, bo od najtwardszego orzecha, czyli K2. Niestety, podzieliła ona los Wandy i próbę wejścia na siódmy szczyt przypłaciła życiem. Czwarte miejsce na rankingowej liście przyznano Annie Czerwińskiej, wpisując jej 5 ośmiotysięczników, co jest tylko połową prawdy: w masywie Broad Peaka weszła ona wprawdzie na 8-tysięczny Rocky Broad Peak (8035 m), nie stanęła jednak na wyższym i dość odległym szczycie głównym (8051 m). W podobnej sytuacji była Ginette Harrison, która oprócz 4 pełnych ośmiotysięczników zaliczyła Shisha Pangma Central (8008 m). Obie one pozostają więc w grupie 7 pań z 4 ośmiotysięcznikami (stan z wiosny 2001), którą tworzą: Anna Czerwińska (ur. 1949), Ginette Harrison (zmarła na Dhaulagiri 1999), Japonka Fumie (Kimura-)Yoshida (ur. 1955), Belgijka Ingrid Bayens (ur. 1956), Koreanka Ji Hyun-Ok (ur. 1961, zmarła schodząc z Annapurny 1999), dobra znajoma Wandy, Japonka Yuka Endo (ur. 1966) i wreszcie Japonka Taeko (Nagao-)Yamanoi (ur. 1956).
Ofensywna Christine Boskoff zapewne rychło dogoni Wandę, nie można jednak nie zauważyć, że jej wejścia są tylko odhaczeniami nazw na liście 14 Wielkich, bez jakiejkolwiek wartości sportowej, co więcej, nie ma ona już szans, by pod tym względem zmierzyć się z Wandą czy nawet z Ginette Harrison, pierwszą zdobywczynią Kangchendzöngi. Przypomnijmy, że Wanda Rutkiewicz była pierwszą Europejką na Evereście, pierwszą kobietą na K2, pierwszą panią na południowej ścianie Annapurny i pierwszą w czysto kobiecych zespołach na Nanga Parbat i Gasherbrumie I. Nie można też zapomnieć, że spośród wymienionych 10 czołowych kolekcjonerek 8-tysięczników aż 4 (Wanda Rutkiewicz, Chantal Mauduit, Ginette Harrison i Ji Hyun-Ok) przypłaciło swe kolejne próby życiem. 40 procent – czy warto było? (jn)
GS/0000 POLKI, JAPONKI, BRYTYJKI 07/2001
Powyższą notatkę warto uzupełnić rejestrem żeńskich wejść na szczyty 8-tysięczne w przekroju narodowościowym. Otóż pod względem zbliżania się do kompletu 14 głównych 8-tysięczników prowadzą Polki i Japonki, jako nacje mające po 10 szczytów tej klasy – Polkom brakuje Kangchendzöngi, Makalu, Dhaulagiri i Manaslu, Japonkom – Kangchendzöngi, K2, Lhotse i Annapurny. Francuzki i Amerykanki zaliczyły dotąd po 9 szczytów, Wielka Brytania 8, Belgia i Niemcy po 6. Jeśli chodzi o "Wielką Piątkę" czyli 5 najwyższych ośmiotysięczników, cały komplet ma tylko Anglia, a to dzięki sukcesom nieodżałowanej Ginette Harrison. Francja, Polska i USA mają po 3, a Japonia i Czechy po 2, przy czym ten sezon może już przynieść zmiany (Soňa Vomačková pod K2...).
Eberhard Jurgalski
GS/0000 Z NASZEJ POCZTY 07/2001
Teddy Wowkonowicz, Chamonix
Od paru lat nie było u nas tak nieładnej wiosny. Chmury, deszcze, szczyty co kilka dni od nowa pobielone śniegiem. Ruch turystyczny duży, z absolutną dominacją Japończyków. Widać też polskie samochody, choć jeszcze nie ma polskich alpinistów. Nasz syn Andrzej wrócił z Bhutanu, który odwiedził po raz 52, teraz jest w Tybecie. W mojej korespondencji do waszej "Gazety Górskiej" (GG 06/2001); wspomniałem o wejściu zespołu GMHM na Pic Alain Esteve (1205 m) na Ziemi Baffina – bez szczegółów o samej drodze, które ostatnio udało mi się zdobyć. Otóż droga ta pokonuje lewą połać ściany o wysokości 1000 m – z przewagą wspinaczki klasycznej (ED+/7c) i odcinkami hakowymi A2+. Największe trudności występują w górnej partii. Po wstępnych poręczowaniach, przeszli ją od 21 maja do 1 czerwca 2001 Antoine De Choudens, Antoine Chyrol, Gregory Muppat Joly i Philipp Renard. GMHM jest z tej drogi bardzo dumna. I jeszcze mały przegląd prasy. Lipcowy zeszyt "Montagnes Magazine" poświęcony jest w większości problemom naszego Chamonix, pisze też o nas lipcowy "Vertical Roc", w którym jednak tematem wiodącym jest Tybet. Natomiast "Alpinisme & Randonnée" 7/01 tym razem skupia uwagę na rejonie Sallanches.
GS/0000 WIADOMOŚCI 07/2001
GS/0000 LUDZIE GÓR 07/2001