GS/0000 GRZECZNOŚĆ NA LINIE 08/1999
Jak podały "Salzburger Nachrichten" z 30 kwietnia 1999 roku, precedensowy wyrok zapadł w austriackim Obergerichtshof (OGH) w sprawie wypadku, jakiemu uległ początkujący alpinista, poprowadzony na nietrudną wspinaczkę przez bardziej doświadczonego kolegę. Chodziło o stosunkowo błahy 100-metrowy lot po polu firnowym, zakończony niewielkimi choć bolesnymi obrażeniami. Sąd stwierdził, że ów "przewodnik grzecznościowy" (Führer aus Gefälligkeit), a w praktyce – przewodnik faktyczny, miał wprawdzie dużą biegłość w górskim fachu, ale brakowało mu kwalifikacji formalnych, takich np. jak kurs lub szkoła górska. Ponieważ w jego postępowaniu stwierdzono kilka uchybień wymogom bezpieczeństwa (np. przy trawersowaniu pola firnowego powinien był założyć stanowisko i ubezpieczać słabszego kolegę liną), sąd orzekł o jego winie i skazał go na wypłatę stosownego odszkodowania. Wyrok szeroko skomentował prawnik z Innsbrucka, dr Andreas Ermacora:
"Przewodnik z grzeczności winien być świadom faktu, iż jego słabszy towarzysz decyduje się na wspinaczkę przede wszystkim dlatego, że bez jego opieki i pomocy sam nie sprostałby trudnościom drogi. W zespołach z przewodnikiem grzecznościowym, zaufanie mniej wprawnych członków (tu: wnoszący pozew) do kwalifikacji prowadzącego (tu: pozwany) powinno być chronione przez prawo. Im większa zachodzi różnica w alpinistycznej kompetencji i doświadczeniu, tym silniej w bezpiecznym i sprawnym pokonaniu drogi słabszy uzależniony jest od umiejętności partnera. Ponieważ w tym konkretnym przypadku pozwany sugerował pokrzywdzonemu, że zejście przez pole śnieżne jest nieomal niegroźne, złamał ciążący na nim obowiązek opieki (Sorgfaltpflicht), za co został przez OGH pociągnięty do odpowiedzialności."
A swoją drogą skazany przez sąd alpinista miał pecha: gdyby – mówiąc cynicznie – jego partner lotu nie przeżył, nie wyszłyby na jaw szczegóły drogi i sprawy nie byłoby w ogóle. Niemniej jednak precedensowy wyrok zapadł i może pociągnąć za sobą lawinę dalszych roszczeń tego typu – także poza Austrią. Warto mieć to na uwadze, chcąc zrobić wspinaczkową przyjemność znajomym.
GS/0000 SHISHA PANGMA 1999 08/1999
Wiosną 1999 roku działała w Tybecie wspólna wyprawa Szczecińskiego KW i KW Trójmiasto. Kierował nią Waldemar Soroka, a celem był masyw Shisha Pangmy (8027 m). Grupę szczecińską tworzyli Wojciech Bogusławski (46), Piotr Henschke (54), Jerzy Kawiak (33), Robert Wieczkowski (30) i Waldemar Żmurko (42), pozostali reprezentowali KW Trójmiasto. Wyprawa wyjechała 19 marca, wróciła do kraju 3 maja. Bazę wysuniętą rozbito 31 marca na wysokości 5300 m, 6 kwietnia stanął obóz I (64000 m) i już wszyscy byli w miarę zaaklimatyzowani. Dni Wielkanocne święcono w bazie. Oprócz Polaków, szczyt atakowały także wyprawy szwajcarska i nowozelandzka – wszystkie trzy postanowiły połączyć wysiłki w celu przygotowania trasy. 9 kwietnia założono obóz II (6800 m), nieco później III, najwyższy IV stanął na wysokości 7400 m. Pogoda była zmienna, a warunki raczej trudne, zwłaszcza na skalistej i zalodzonej grani. 21 kwietnia na wierzchołek środkowy (8008 m) weszli Jerzy Kawiak, Marcin Miotk, Krzysztof Tarasewicz i Robert Wieczkowski. Następnego dnia do tego samego punktu dotarli Piotr Henschke i – w godzinę później – Jan Szulc. O głównym szczycie (8027 m) uczestnicy nie wspominają, zresztą większość alpinistów zadowala się wejściem na wierzchołek centralny, mimo iż jego osiągnięcie nie oznacza zdobycia Shisha Pangmy jako takiej (np. kolekcjonerom 8-tysięczników wierzchołek ten nie jest zaliczany). Z dotąd dokonanych 520 wejść na oba wierzchołki tylko 170 (30%) przypada na trudniej dostępny szczyt główny. Wyprawa była bieżąco relacjonowana poprzez internet.
GS/0000 OŚMIOTYSIĘCZNIKI 1999 08/1999
Światowy statystyk himalajski, Xavier Eguskitza, przekazał "Głosowi Seniora" najnowsze dane dotyczące wejść na Mount Everest, za co mu serdecznie dziękujemy. Według stanu z lata 1999 r. (czyli z włączeniem ostatniej wiosny), na najwyższym szczycie Ziemi stanęło w sumie 875 osób z 57 krajów, dokonując 1173 wejść indywidualnych. W tej liczbie są 52 panie z 55 wejściami (dwukrotnie stanęły na szczycie Everestu Hinduska, Chinka i alpinistka z Afryki Południowej). Jak z tych liczb wynika, powtórzenia (w sumie 298) stanowią 25% wszystkich wejść – po 10 razy byli na wierzchołku dwaj Szerpowie. Powyżej obu baz śmierć poniosło ogółem 165 osób, 40 podczas schodzenia ze szczytu. Na 5 zdobywców wierzchołka (czyli na 7 wejść indywidualnych) ginął jeden alpinista.
Xavier Eguskitza podaje nam też zestawienia odnoszące się do pozostałych 8-tysięczników, tu jednak rachunek zamknięty jest na dniu 1 stycznia 1999. I tak na wszystkie główne 8-tysięczniki dokonano dotąd w sumie 4300 wejść, przeszło 570 alpinistów i Szerpów straciło na nich życie. Pod względem liczby wejść zdecydowanie przoduje Everest, choć Cho Oyu nie ustępuje mu zbytnio (bez mała 1000 wejść i tylko 23 ofiary). Na trzecim miejscu jest Gasherbrum II (420 wejść), na czwartym Dhaulagiri (300). Najgroźniejszą górą pozostaje nie K2 lecz Annapurna: na 100 udanych wejść kroniki notują 53 ofiary. Na boczne wierzchołki dokonano w sumie 510 wejść (głównie na Shisha Pangma Central), zginęło przy ich zdobywaniu 23 ludzi.
GS/0000 CZŁOWIEK TATR 1998 08/1999
[Fero Mrazík]
Fero Mrazík. Fot. Józef Nyka
"Tatranský dvojtyždennik" przeprowadził w styczniu ankietę w celu wyłonienia "człowieka Tatr '98". Spośród kilkunastu kandydatów najwięcej głosów uzyskał nestor Horskiej služby, František Mrazík. Drugie miejsce zajął burmistrz miasta Vysoké Tatry, Gabryel Ondrovič, na trzecim znalazł się Peter Petras, który w zeszłym roku odnowił i zagospodarował najstarsze schronisko Tatr, Rainerową Chatę. Ferko Mrazík ma już 85 lat (urodził się 12 kwietnia 1914 r.) ale nadal jest bardzo sprawny i aktywny. W r. 1998 ukazała się jego książka o schroniskach tatrzańskich, "Strechy nad oblakmi". W jesieni zorganizował w willi "Flora" w Starym Smokowcu wystawę fotograficzną o Horskiej službie. Jest honorowym prezesem Klubu Seniorów HS, a także członkiem honorowym GOPR (od r. 1975) i Koła Przewodników Tatrzańskich im. K. Bachledy w Zakopanem.
Apoloniusz Rajwa
GS/0000 NA SŁOWACJĘ PRZEZ RYSY 08/1999
Dla Koleżanek i Kolegów pragnących skorzystać z udostępnionych z dniem 1 lipca tego roku 22 górskich przejść granicznych podajemy nieco istotnych szczegółów, przekazanych nam przez rzecznika prasowego Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu. Przejście przez Rysy otwarte jest w dostosowaniu do przepisów TANAP, to znaczy tylko od 1 VII do 30 IX – w godz. 7–19. Na Podtatrzu są nadto czynne przejścia w Pieninach, na Spiszu i na Orawie: Jaworki – Litmanowa, Jaworki – Folwark, Szlachtowa – Wielki Lipnik i Szczawnica – Leśnica, wszystkie czynne od 1 VI do 31 X w godz. 7–19, a od 1 XI do 30 V w godz. 9–16. Przejście promowe Sromowce Niżne – Czerwony Klasztor (według doniesień turystów, dotąd nie zorganizowane) otwarte ma być tylko w sezonie letnim, od 1 V do 31 X w godz. 7–19. Ze spiskiego punktu Kacwin – Wielka Frankowa korzystać można od 1 VII do 15 XI w godz. 7–19. Orawskie przejście Przywarówka – Orawska Półhora wolno przekraczać od 1 VI – 31 X w godz. 6–20, w pozostałym okresie w godz. 8–18. Do korzystania z przejść uprawnieni są turyści z Polski i Słowacji oraz 33 innych państw. Podstawą jest wyłącznie ważny paszport, dzieci muszą być urzędowo wpisane w odpowiednie rubryki. Zgodnie z umową międzypaństwową, poruszać się można "tylko po wyznaczonych szlakach turystycznych", których nie wolno opuszczać, z wyjątkiem sytuacji szczególnych i losowych. Czas pobytu turysty nie jest ograniczony, może on nocować w schronisku i powrócić którymkolwiek z 22 wyznaczonych szlaków transgranicznych a także przez oficjalne przejścia drogowe (z wyjątkiem przejść "małego ruchu granicznego"). Nie wolno mieć w plecaku żadnych towarów, wykluczone jest przenoszenie alkoholu. Jak wynika z analiz Komendy Karpackiego Oddziału Straży Granicznej, ruch na nowo otwartych przejściach jest na razie umiarkowany, choć zapewne z czasem się rozwinie.
OD REDAKCJI. Podtrzymujemy obiekcje wyrażone już w GS 7/99 i zgłaszamy dalsze. Za szlak turystyczny od dawna uważa się drogę lub ścieżkę opatrzoną znakami, wyjątkowo nieznakowaną drogę jezdną, jak np. ta w Dolinie Kościeliskiej. Nowa umowa graniczna odchodzi od tej definicji: w części przypadków mówi o ścieżkach nie posiadających znaków (np. Jaworki – Litmanowa) lub w ogóle bezdrożach (np. Szlachtowa – Wielki Lipnik), a więc nie "szlakach turystycznych" w powszechnym rozumieniu. W efekcie turysta nie wie, jakich ścieżek powinien się trzymać. Nie jest też n.p. oczywiste, jaki punkt kryje się pod mianem "Szczawnica – Leśnica", gdyż nie chodzi tu chyba o przejście na Drodze Pienińskiej, otwarte w r. 1996 i pracujące w innych godzinach. Wszystko to może sprawiać kłopoty – już zresztą sygnalizowane przez prasę – i wymaga dalszego dopracowania dokumentów, a nawet wytrasowania czytelnych szlaków – oczywiście, wspólnie ze Słowakami oraz Komisją Turystyki Górskiej PTTK, której wkładu w omawiane dokumenty jak dotąd nie widać.
GS/0000 LISTY OD PRZYJACIÓŁ 08/1999
Teddy Wowkonowicz, Chamonix, 9 VIII.
Parę wiadomości z naszej zawalonej turystami "doliny". Władze i środki masowego przekazu ciągle jeszcze uwikłane są w likwidowanie skutków zimowych katastrof – lawinowych i tej w tunelu pod Mont Blanc. Wiele rzeczy trzeba pilnie zmienić – dyskusjom nie ma końca. Pogoda tego lata jest mizerna: deszcze, wichury, w górach śnieg, toteż gości miewam niewielu. W początku lipca wpadł Arek Gąsienica Józkowy z żoną, potem Piotr Konopka z kilkoma klientami w drodze na Mont Blanc, ostatnio Maciek Berbeka, z którym nie widzieliśmy się chyba 20 lat, było więc o czym rozmawiać. Często bywa u nas Jasiek Zacharzewski "Wańka" z córką Małgosią: mieszkają niedaleko, wspólnie snujemy wspomnienia z dawnych czasów. Osiągnięć alpinistycznych sporo, wszystkich jednak przebił w drugiej połowie lipca Rosjanin Valerij Babanow swoją samotnie poprowadzoną 1100-metrową drogą północną ścianą Pointe Whymper – pomiędzy drogami japońską i Directe de l'Amitié – 10 dni, wyciągi VI i VII oraz A3–A4. Gazety przyznają, że w ostatnich latach Rosjanie są w grupie Mont Blanc poza wszelką konkurencją. "Les Russes déferlent sur le monde de l'alpinisme, come le Spoutnik révolutionnait l'espace la fin des années 50." – pisze Antoine Chandellier w "Le Dauphiné". Przyjmijcie ode mnie i od Antoinette najserdeczniejsze pozdrowienia.
Mirosław Kuraś, North Vancouver, 29 VII.
Z powodów zdrowotnych (serce) musiałem ograniczyć działalność wysokogórską, nadal jestem jednak aktywny turystycznie – niezwykle piękny krajobraz Kolumbii Brytyjskiej wręcz zmusza do wędrowania. Ostatnio odnowiłem kontakt z Jolą Siwiec, moją byłą koleżanką klubową z KW Gliwice. Jola i jej mąż, Jim Sandford, mieszkają w Squamish, gdzie w r. 1993 założyli firmę Squamish Rock Guides. Utrzymują się z nauki wspinania i przewodnictwa. Dwa lata temu odwiedziłem ich, kiedy stali się sławni po wytyczeniu najtrudniejszych skalnych dróg w Kanadzie: Jola 5.13d a Jim 5.14a. Jola pozostaje w dalszym ciągu jedyną kobietą w tym wielkim kraju, która pokonała drogę o takich trudnościach i należy do pierwszej dziesiątki akrobatek skalnych całego kontynentu. Squamish leży o godzinę jazdy samochodem z Vancouver, na trasie do słynnego ośrodka narciarskiego w Whistler. Zwane jest również Little Yosemite, ze względu na szeroko znaną ścianę granitową Stawamus Chief, która przyciąga wspinaczy skalnych z całego świata. Jola w Kanadzie mieszka od r. 1989, a swego przyszłego męża poznała na zawodach wspinaczkowych na Kaukazie.
GS/0000 POSZLI W NIEBIESKIE HALE 08/1999
GS/0000 PUBLIKACJE 08/1999