GS/0000 MOUNT EVEREST 16 X 1978 10/1998
[Wanda Rutkiewicz]
Mount Everest 1978. Wanda Rutkiewicz w dniu powrotu do kraju składa pierwszą relację w sali konferencyjnej GKKFiS. Fot. Józef Nyka
Dla przypomnienia i uczczenia 20. rocznicy wejścia Wandy Rutkiewicz na Everest publikujemy jej pierwszy zwycięski komunikat – skierowany z bazy na lodowcu Khumbu do PZA za pośrednictwem ambasadora Wawrzyniaka. Przed Wandą nie było polskiego wejścia na najwyższy szczyt świata, co na prawie półtora roku zapewniło jej polski rekord wysokości. Jej liścik – napisany długopisem na dwóch kartkach zeszytowych – nie był dotąd nigdzie drukowany.
Baza Wyprawy Everest '78, 19 październik 1978
Polski Związek Alpinizmu
Warszawa, Sienkiewicza 12/439
16 października o godzinie 14:00 stanęłam na szczycie Mt. Everestu, szczyt osiągnęłam po 6,5-godzinnej wspinaczce z obozu IV na przełęczy Południowej (7985 m). Razem ze mną szczyt zdobyli dwaj Niemcy, Szwajcar i trzej Szerpowie. Było to trzecie wejście szczytowe niemiecko-francuskiej nominalnie, a w rzeczywistości międzynarodowej wyprawy. W pierwszym, 14 października, uczestniczyli trzej Niemcy, w drugim – 15 października – trzej Francuzi i Austriak, w czwartym – 17 października – dwaj Niemcy. Szczęście dopisało wyprawie, która odniosła niebywały sukces. Po tamujących działalność górską opadach śniegu i wichurach nastąpił nieoczekiwanie kilkudniowy okres pięknej pogody, i to w momencie, gdy wyprawa zwątpiła w sukces i myślała o odwrocie. Umożliwił on aż cztery wejścia szczytowe. Łącznie na szczycie stanęło 16 osób. Trzej uczestnicy i dwaj Szerpowie osiągnęli szczyt bez użycia tlenu. No i ja – trzecia [kobieta] na tym szczycie ustanowiłam kobiecy europejski rekord wysokości. Kierownikiem całości wyprawy był dr K.M. Herrligkoffer, kierownikiem wyprawy francuskiej Pierre Mazeaud, który również zdobył szczyt. Baza wyprawy leżała na zakolu lodowca Khumbu na wysokości 5400 m, obóz I – 6000 m, obóz II – 6400 m, obóz III – 7200 m na zboczu Lhotse, obóz IV na przełęczy Południowej – 7985 m. Działalność górska trwała 8 tygodni.
Cieszę się, że udało mi się zanieść oprócz biało-czerwonego także proporczyk Związku na najwyższy szczyt Ziemi. Zostawiłam na szczycie mały kamyk ze skałek Rzędkowickich, gdzie stawiają pierwsze kroki i trenują taternicy.
Serdeczne pozdrowienia dla Związku, jak również tą drogą dla wszystkich, którzy pomogli przy organizacji mojego udziału w wyprawie. Pozdrowienia dla Ireny Kęsy, od której otrzymałam skałkowy kamyk. Do kraju wrócę 6 lub 13 listopada, jeśli nic nie stanie temu na przeszkodzie. Uprzejmie proszę o przekazanie informacji red. Stawickiemu.
Wanda Rutkiewicz
GS/0000 W GOŚCINIE U ALKA LWOWA 10/1998
Udało mi się wreszcie wziąć udział w organizowanym przez Alka Lwowa Spotkaniu Czytelników i Miłośników Gór i Alpinizmu w Czarnej Górze (Siennej – 25–27 września 1998 r.). Liczba uczestników tej czwartej już z kolei imprezy była rekordowa – w sobotę do godz. 18 wydano 565 identyfikatorów! Do zbiorowej fotografii stanęło 21 zdobywców ośmiotysięczników – panie reprezentowała Anka Czerwińska. Pogoda dopisała, a było to ważne szczególnie dla tych, którzy rozbili namioty na łączce opodal stacji kolejki na Czarną Górę (1205 m). Część uczestników nocowała tanio w hotelu "Menos" w Stroniu Śląskim, obok hali sportowej, gdzie odbywały się m.in. wspinaczki na sztucznej ścianie, pokazy filmów itp. Wykorzystując wolne przedpołudnie weszłam – podobnie jak część pozostałych uczestników – na panujący nad Kotliną Kłodzką Śnieżnik. Kluczowy punkt imprezy stanowiła projekcja filmu biograficznego o Januszu Onyszkiewiczu – w obecności samego gorąco przyjmowanego bohatera – alpinisty i speleologa, dziś ministra obrony narodowej. Obejrzeliśmy także film "Akcja na Nanga Parbat" oraz "Mały Everest" Mirosława Dembińskiego. Następnie towarzystwo przerzuciło się na obozowisko w Siennej, gdzie odbyło się ognisko – znów z udziałem Ministra, któremu towarzyszyli Bogna i Zbyszek Skoczylasowie. Ponieważ w spotkaniu uczestniczyło też wielu taternickich weteranów, wokół Zbyszka Skoczylasa zebrał się chórek i popłynęły słowackie piosenki z lat pięćdziesiątych. Ze znanych mi taterników-seniorów obecni byli m.in. Alka Bednarz, Andrzej Skrzyński i Staszek Worwa (Kraków), Tadeusz Kozubek, Andrzej Popowicz z żoną (Śląsk), Andrzej Zawada, Waldek Olech z żoną, Wojtek Brański, Krzysztof Zdzitowiecki, Janusz Kurczab (Warszawa), Andrzej Skupiński (Calgary), Kazik Głazek (Jelenia Góra), Janek Weigel (Bielsko-Biała). Wśród zdobywców 8-tysięczników rej wodzili pierwsi zdobywcy Everestu w zimie – Krzysztof Wielicki i aktualny prezes PZA, Leszek Cichy.
W niedzielę tradycyjnie już pałeczkę przejął Andrzej Zawada. Uczestnicy zostali gratis wywiezieni na górę i dalej pieszo osiągnęli wierzchołek. Na szczycie okazało się, że seniorem jest nie Andrzej Zawada, lecz o dwa lata starszy od niego Staszek Worwa. Prezentując go Andrzej ładnie przyznał, że kiedy sam wchodził w taternictwo, Worwa był już szeroko znany. Ze szczytu większość zeszła na piechotę pod budynek restauracji w Siennej, gdzie nastąpiło zakończenie spotkania. Inicjator i gospodarz imprezy, Alek Lwow, został obdarowany wielkim pluszowym lwem oraz rzeźbą. Atmosfera spotkania była, jak zawsze, sympatyczna a Alkowi chwała za to, znów zgromadził pod Czarną Górą tyle pokoleń ludzi zainteresowanych górami i alpinizmem.
Barbara Morawska-Nowak
GS/0000 PIĘKNY SUKCES W GARHWALU 10/1998
W dniach od 30 sierpnia do 6 października 1998 roku działała w Himalajach Garhwalu Śląska Wyprawa Alpinistyczna KW Gliwice w składzie Janusz Gołąb, Zbigniew Król i Michał Szymański. Po trzech dniach pobytu w Delhi (zakupy żywności), pojechaliśmy do Uttarkashi. Stamtąd, po zorganizowaniu karawany, udaliśmy się przez Gangotri do bazy Sundarban (4450 m), dokąd dotarliśmy 10 września. Po jednodniowym przejaśnieniu, umożliwiającym przygotowanie sprzętu i założenie bazy, nastąpiło 14-dniowe załamanie pogody. Gęste mgły, opady śniegu i deszczu nie pozwoliły na jakąkolwiek działalność, nawet transport. Gdy po dwóch tygodniach ujrzeliśmy ponownie słońce, na akcję górską zostało nam już tylko 10 dni. W tej sytuacji zdecydowaliśmy się na powtórzenie słynnej drogi południowo-wschodnim skalnym filarem Shivlinga (ekipa Boningtona w roku 1983; 1600 m wspinaczki, 6 dni).
Aby bezpiecznie przejść barierę seraków, w ścianę weszliśmy nocą. O godz. 4 założyliśmy 3-godzinny biwak, aby od 8 rano wspinać się dalej. Pogoda była bardzo dobra, jednakże od godz. 16 nastąpił lekki opad śniegu. Biwak założyliśmy na wysokości 5500 m. Następnego dnia przy złej pogodzie kontynuowaliśmy wspinanie, docierając do biwaku na ostrzu filara (6100 m). Nastąpiło całkowite załamanie pogody. Przeczekaliśmy dwie noce, mając nadzieję na rozpogodzenie. W piątym dniu wspinaczki zdecydowaliśmy się na odwrót, będąc zaledwie 400 m od wierzchołka Shivlinga (6543 m). Nieprzerwany ciąg 1400 m zjazdów zajął nam cały dzień i całą noc.
Decyzja o odwrocie okazała się słuszna, gdyż pogoda w następne dni uniemożliwiała działalność wszystkim zespołom w Garhwalu. Byliśmy pewni, że do kraju wrócimy z niczym, jednak ostatnie dwudniowe rozpogodzenie zmieniło nastroje. W tym czasie zdecydowaliśmy się na szybką lodowo-mikstową wspinaczkę non stop 1500-metrową północno-wschodnią ścianą Kirtistambh – drogą poprowadzoną jesienią 1982 r. przez wyprawę szkocką. W trwającej 33 godziny akcji udało nam się poprowadzić nową drogę na szczyt, prostszą i bezpieczniejszą od drogi Szkotów. Decyzja o takiej zmianie planu zapadła w ścianie, gdyż po obejrzeniu drogi naszych poprzedników doszliśmy do wniosku, że jest ona poprowadzona trochę bez sensu – nie rozwiązuje środka ściany i jest narażona na spadające seraki.
Opuszczając Garhwal na przełomie września i października zorientowaliśmy się, że jesteśmy jedynym zespołem, który wraca z sukcesem. W drodze powrotnej dostaliśmy zdrowo "po kościach", gdyż z braku gotówki sami musieliśmy znosić sprzęt na odcinku 30 km.
Janusz Gołąb, Zbigniew Król, Michał Szymański
Odludny i trudno dostępny szczyt Kirtistambh (też Kirti Stambh) wznosi się pomiędzy Bharate Kuntha (6578 m) i Thalay Sagarem (6904 m). Ma on dwa oddzielone lodowym siodłem wierzchołki podobnej wysokości: główny 6270 m i wschodni 6254 m. Pierwszego wejścia na wyższy z nich dokonała mała trójosobowa wyprawa Scottish Mountain Club (20 października 1982 Rick Allen samotnie – po odwrocie obu towarzyszy wskutek groźnego wypadku lawinowego). Swoją drogę północno-wschodnią ścianą Kirtistambh alpiniści szkoccy poprowadzili w trzech nawrotach, równolegle bezowocnie oblegając inny szczyt (Kharchakund). Jej trudności ocenili na szkockie IV w lodzie i UIAA IV w skale. Nie ma informacji o dalszych próbach po r. 1982, gliwickie wejście na szczyt jest więc zapewne drugim z kolei. (Red.)
GS/0000 KSIĄŻKA POD CHOINKĘ 10/1998
Zbliża się gwiazdka 1998 – pora już myśleć o upominkach. Podpowiadamy anonsowany w GS 6/98 album Dionýsa Dugasa "Tatry" – kolejne udane dziecko warszawskiego "Voyagera", tym razem w małżeństwie ze słowackim wydawnictwem "Dino" z Preszowa. Zestaw zdjęć bardzo urozmaicony i prezentujący nasze góry rzeczywiście "od Hawrania po Osobitą". Zdjęcia bardzo ładne, w większości z niebanalnych punktów widokowych, parę znakomitych. Kiedyś w mozole wspinaliśmy się na szczyty, by oglądać tatrzańskie panoramy – teraz przychodzą one do nas w pełnej krasie perspektyw i kolorów. Treściwe teksty napisał Grzegorz Głazek, miło uderza wypieszczenie oprawy informacyjnej – podpisów do zdjęć, dobrych angielskich i niemieckich streszczeń. W opracowaniu całości znać niezawodną rękę Marii Janudi, dziś w Polsce niewątpliwie jednej z czołowych twórczyń dzieł ilustracyjnych. Nakład niewielki, z kupnem więc lepiej nie czekać do nadejścia emerytury.
GS/0000 LUDZIE LISTY PISZĄ 10/1998
Jerzy Wala, Kraków.
Bawiąc latem w Dolomitach kupiłem na przełęczy Falzarego za aż 45 000 lirów VI już wydanie pięknej książki Heinza von Lichen "Der einsame Krieg. Erste Gesamtdo-kumentation des Gebrigskrieges 1915–1918 von den Julischen Alpen bis zum Stilfser Joch" (Verlag Athesia, Bozen, 1996). Był to dla mnie duży wydatek, ale noszę się z zamiarem napisania większego artykułu na ten temat, który u nas jest całkowicie zaniedbany, choć przecież na froncie tym walczyły dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy Polaków, wcielanych do armii austriackiej. Dużo osób mówiło mi, że ich krewni brali udział w tej wojnie. Tak się składa, że od czasu kiedy zacząłem jeździć do Parku Narodowego Stelvio mam okazję oglądać miejsca tych walk – stare linie obrony, bunkry, sztolnie, cmentarze. Już w latach 1962–65 zabytki takie – wówczas jeszcze znacznie świeższe – oglądali i fotografowali nasi koledzy, wspinający się na Marmolacie, Ombretcie i w masywie Tre Cime. W terenie można jeszcze spotkać zasieki, łuski od pocisków, nawet części uzbrojenia. Wiele ferrat poprowadzono śladami perci wojennych. Była to straszna wojna pozycyjna, dziwna z punktu widzenia strategii – front właściwie nie schodził w doliny a ludzie marli z zimna, chorób, wygłodzenia. Nasi historycy jakoś nie interesowali się tym pasjonującym przecież tematem.
Władysław Janowski, Filadelfia.
Otrzymałem niedawno ostatnie numery "Gór". Ależ to jest potężna objętościowo gazeta! Jeszcze trochę i przeskoczy nasz amerykański "Climbing". Z reklam widać też potęgę "Alpinusa" – nie do wiary, ile firma ta zajmuje w tym magazynie stron. Powstanie u boku "Gór" pisma "Globtroter" przywróci zapewne "Górom" profil czysto alpinistyczny, jaki dawniej miały. Wiele nowości czerpię z internetu, jest to jednak źródło dość himeryczne. Jeszcze niedawno niemiecki "Klettern" prowadził światowy serwis informacyjny ze świata, w którym niemal co dnia były nowe ciekawe doniesienia. Od dwóch miesięcy nie ma tam nic nowego.
Mieczysław Rożek, Poznań.
Przesyłam 13 numer kwartalnika KW Poznań "Luuz!", którego redaktorem naczelnym jest obecnie Sebastian Kubiak. Od nowej kadencji będę i ja pracował w zarządzie Klubu. W filatelistyce bez rewelacji. Mój zbiór uczestniczył w międzynarodowej wystawie "Hansafil 98" w Rostoku i przyniósł mi medal srebrny. Nowości z Himalajów docierają do mnie z opóźnieniem. Wiem, że poczta Nepalu w r. 1996 wydała ładny tryptyk przedstawiający gniazdo Annapurny z wszystkimi bocznymi szczytami. Wcześniej ukazywały się znaczki prezentujące różne szczyty himalajskie: 1990 Saipal 7031 m, 1991 Kumbhakarna (Jannu) 7710 m, 1995 Nampa 6755 m; w latach 1993 i 1994 uczczono znaczkami Szerpę Sung Dare oraz zmarłą na Evereście Pasang Lhamu Sherpa (1960–1993). Poczta Austrii przypomniała 100-lecie Górskiego Pogotowia Ratunkowego 1896–1996, a Argentyna – setny jubileusz pierwszego wejścia na Aconcaguę (14 I 1897) – znaczek przedstawia karawanę dążącą doliną na szczyt. Natomiast w gwałtownym tempie rozwija się nowa dziedzina zbieractwa: fonokartystyka, czyli kolekcjonowanie kart telefonicznych. Zarządy poczt robią wszystko, by zadowolić oczekiwania klientów – karty z niektórych krajów są przepiękne. Nie można też narzekać na nasze. Ładną serię poświęcono widokom Karkonoszy, Tatry zostały pokazane w nietypowym ujęciu od NE – z odsłonięciem Sławkowskiego i przesunięciem w prawo Tatr Bielskich. Mój nowy adres domowy: ul. Sosnowa 69; 62-002 Złotniki (lub P.O. box 11; 60-950 Poznań 50).
GS/0000 PERSONALIA 10/1998