31.05.2006 EVEREST – 11 OFIAR WIOSNY 05/2006 (60)
W rejonie Everestu był to sezon rekordowy pod względem liczby alpinistów i Szerpów, liczby udanych wejść (bez mała 500), niestety także -- liczby zgonów. Pogoda była dobra przez wiele dni, nie notowano więc typowych dla Everestu nieszczęść spowodowanych jej załamaniami, za to mnożyły się wypadki na tle różnych zaburzeń wysokościowych. Po stronie tybetańskiej śmierć poniosło 6 osób, po stronie nepalskiej -- 5, choć nie brak pogłosek, że śmiertelnych ofiar było więcej.
Tragiczną serię rozpoczął w dniu 4 kwietnia 32-letni Nepalczyk z Solo Khumbu, Tuk Bahadur Thapa Masar, który po drugim wejściu na Przełęcz Północną (7066 m) zapadł na chorobę wysokościową i po powrocie do bazy zmarł. Dwa tygodnie później, 21 kwietnia o godz. 7 rano, obryw seraków w Lodospadzie Khumbu na wysokości 5630 m pozbawił życia 3 Szerpów pracujących dla dwu wypraw komercyjnych. Jak podał "Nepali Times", byli to Ang Phinjo Sherpa, Lakpa Tsen Sherpa i Dawa Temba Sherpa. Kilku innych odniosło obrażenia. 5 maja 39-letni Czech Pavel Kalný z Czeskich Budziejowic spadł 200 m w ścianie Lhotse (z 8300 do 8100 m). Utknął w głębokim śniegu i upadek przeżył, w wyniku obrażeń wewnętrznych zmarł jednak 10 maja na wysokości 7350 m, transportowany przez Szerpów (piąta ofiara sezonu). Jego towarzyszem był Martin Minařík, obaj byli członkami norweskiej wyprawy na Lhotse. Jak to już podawaliśmy, 16 maja tragicznie zakończyły się zjazdy na nartach Kuluarem Nortona. Szwed Tomas Olsson w trakcie pokonywania wraz z Norwegiem Tormodem Granheimem bezśnieżnego skalnego odcinka, na wysokości ok. 8500 m spadł z nie do końca jasnej przyczyny. Jego zwłoki znaleziono na wysokości 6700 m, upadek był więc 1800-metrowy. 17 maja schodząc ze szczytu Everestu wraz z żoną Caroline, zmarł porażony wysokością francuski alpinista Jacques-Hugues Letrange. 15 maja, również przy powrocie ze szczytu, na wysokości ok. 8000 m utknął idący samotnie 34-letni Anglik David Sharp [8], którego widziano najpierw manipulującego przy zestawie tlenowym, potem słaniającego się a wreszcie umierającego. 16 maja skandal wywołało zachowanie ok. 40 osób z wypraw idących ku szczytowi, które mijały go nie próbując udzielić mu pomocy, chociaż "było w nim jeszcze życie". Zaalarmował bazę należący do tej czterdziestki beznogi Mark Inglis. Nie był on w stanie pomóc Anglikowi, wystawił się jednak na ataki mediów: "Twój szczyt czy jego życie?" -- głosiły tytuły w gazetach. Z krytyczną oceną wystąpił nawet Edmund Hillary. 18 maja, również po stronie północnej, po wejściu na szczyt bez sprzętu tlenowego ("no 02 summit"), zachorował Brazylijczyk Vitor Negrete [9]. Sprowadzany przez Szerpę, zmarł w obozie III.
Pech prześladował wielką wyprawę 7 Summits-Club, dokonującą wejść od północy. Pisze Aleksandr Abramow: "Dni 21 i 22 maja były dla nas fatalne. Najpierw dwukrotnie zachorował 15-letni Christopher Harris. Duża grupa atakowała szczyt, na który weszło 16 osób, 4 zawróciły z 8600--8700 m. Po noclegu w obozie 7800 m rano poczuł się słabo Igor Pljuszkin, 54-letni śnieżny bars. Nie pomógł tlen ani zastrzyki -- mimo intensywnej pomocy po godzinie Igor nie żył (dziesiąta ofiara). Został pochowany tam w górze." Ale to nie był koniec nieszczęść wyprawy. 25 maja na wysokości 8800 m czyli 50 m przed wierzchołkiem zawrócił niedowidzący niemiecki alpinista, zamieszkujący w Abu Dhabi, 41-letni Thomas Weber (zdjęcie), członek zespołu Sight on Everest Expedition. Najpierw widział tylko kontury, potem oślepł całkowicie i szybko zaczął tracić siły. Sprowadzony przez Szerpów na wysokość II uskoku doznał załamania. "Ja umieram" -- były jego ostatnie słowa. Thomas zebrał spore doświadczenie wysokościowe: miał tytuł śnieżnego barsa, wszedł też na Aconcaguę, Kilimandżaro, Elbrus i Denali. Tymczasem jeden z jego partnerów, znany alpinista australijski Lincoln Hall, wszedł w dobrej formie na szczyt. W następnej godzinie poczuł się źle i nie był w stanie poruszać się o własnych siłach. Szerpowie sprowadzili go w ciągu kilku godzin na wysokość powyżej 8700 m. Znowu tekst Aleksa Abramowa:
"25 maja o godz. 19.20 na wysokości 8700 m Szerpowie przerwali przeszło 9-godzinną akcję ratunkową i uznali Lincolna Halla za zmarłego. Od godz. 17 nie dawał on znaków życia. Pięciu Szerpów zeszło w ciemnościach do obozu 8300 m. Rano 26 maja o godz. 7 Amerykanin Dean Mazur idący na szczyt z grupą klientów stwierdził, że Hall nie jest martwy. Z Przełęczy Północnej wyruszyło na ratunek 13 Szerpów z zapasami tlenu, wysłaliśmy też 5 Szerpów nocujących w obozie na wysokości 8300 m. Dwaj z nich zapadli na śnieżną ślepotę i sami wymagali pomocy, trzej dotarli o godz. 11 do Halla -- z herbatą, tlenem i lekami. Po napiciu się i przyjęciu lekarstw Hall zaczął mówić niezbornymi zdaniami. W kilka godzin Szerpowie przenieśli go 50 m trudnym skalnym terenem. Tu przyszło 8 Szerpów z dołu. O godz. 18 ratownicy odezwali się z obozu 8300 m, gdzie dołączył sirdar Mingma Gelu, idący z ABC. Hall był przytomny, lecz nie całkiem świadom sytuacji. Mimo to udało się sprowadzić go do obozu 7000 m, gdzie lekarz wyprawy Andriej Seliwanow w dużym namiocie urządził szpital polowy. Hall przespał noc (zdjęcie) i w następnym dniu -- częściowo idąc o własnych siłach -- został sprowadzony do bazy."
11 ofiar sezonu było "statystycznym" wynikiem koncentracji mas ludzkich oraz -- choć to paradoks -- długotrwałej dobrej pogody, która ośmielała alpinistów i zachęcała ich do chodzenia powyżej własnych fizycznych i technicznych możliwości. Zbyt pewnie czuli się też przewodnicy wyprawowi, prześcigający się w liczbach ludzi doprowadzanych do szczytu. Tragiczny sezon -- dorównujący temu z r. 1996 (12 ofiar) -- zakończył się niewiarygodnym happyendem. Człowiek uznany za zmarłego, Lincoln Hall, po przeleżeniu wysoko w strefie śmierci nocy na śniegu bez tlenu i sprzętu biwakowego, częściowo rozebrany -- niespodziewanie wstaje z martwych i nie tylko wytrzymuje godziny ciężkiej akcji ratunkowej, ale odzyskuje formę i odcinkami schodzi o własnych siłach. Poza wszystkim jest to niezwykły casus medyczny, który powinien być starannie zanalizowany przez Komisję Lekarską UIAA -- wyniki badań mogą rzucić światło na mechanizm choroby górskiej i na tkwiące w organizmie ludzkim niewiarygodne rezerwy, tu ujawnione w tak cudowny sposób.
Serdecznie dziękujemy Aleksowi Abramowowi i Ljudmile Korobieszko za stałe informowanie nas o wydarzeniach na północnych stokach Everestu.
Józef Nyka
29.05.2006 EVEREST – PODSUMOWANIE SEZONU 05/2006 (60)
Od strony nepalskiej ostatnie wiosenne wejścia na Everest zanotowano 24 i 25 maja. Zezwolenia wykupiło 17 wypraw, niektóre były jednak bardzo duże. Dominowały wielonarodowościowe przedsięwzięcia komercyjne, obsługiwane przez całe brygady Szerpów. Wszystkie ataki szły drogą normalną przez Przełęcz Południową, stronę zachodnią wybrała tylko nieudana wojskowa wyprawa brytyjska. Ministerstwo Kultury, Turystyki i Cywilnej Awiacji ogłosiło statystykę wejść z doliny Khumbu. W sezonie przedmonsunowym 2006 z tego kierunku na szczycie stanęło 194 ludzi, z czego przeszło połowę (104) stanowili Nepalczycy, głównie Szerpowie. Wśród summiterów zagranicznych najliczniejsi byli Amerykanie (19) i Brytyjczycy (16), 8 przybyło z Indii, 6 z Korei, po 5 z Kanady i Polski, Hiszpanów było tylko 4, tyluż Nowozelandczyków. Zaledwie po jednym z krajów tradycyjnie liczniej reprezentowanych, takich jak Rosja, Austria, Włochy, Niemcy czy Francja. Łącznie narodowości zebrało się 25, w tym tak egzotyczne, jak Boliwia, Filipiny, Taiwan, Singapore, Malaysia. Wypadków po stronie południowej wydarzyło się dwa (jeden w drodze na Lhotse) z łącznie 4 ofiarami. Statystyki tybetańskiej strony Everestu nie mamy i pewnie długo nie będziemy mieli -- szacuje się, że wejść było tam ok. 300, co pełną sumę dotychczasowych wejść na Everest zbliża do 3000. Ciekawe, do ilu tysięcy będziemy się bawili ich księgowaniem...
27.05.2006 COŚ DLA TURYSTÓW GÓRSKICH 05/2006 (60)
Będzie kładka do Czerwonego Klasztoru!
W połowie maja na brzegu Dunajca w Sromowcach Niżnych rozpoczęto budowę kładki "transgranicznej" przeznaczonej dla turystów poruszających się pieszo, na rowerach i wózkach inwalidzkich. Planowany termin zakończenia prac to 12 sierpnia 2006.
Sprawa przeprawy przez Dunajec pomiędzy Sromowcami Niżnymi a Czerwonym Klasztorem ma już 7-letnią historię. W r. 1999 na rzece, na wysokości słupka granicznego II/104, wyznaczono "miejsce przekraczania granicy państwowej na szlaku turystycznym". Mimo atrakcyjnej lokalizacji, ruch przez Dunajec był znikomy, bowiem chętni musieli przeprawiać się przez głęboką i wartką tu rzekę. Początkowo planowano uruchomienie przeprawy promowej, po protestach flisaków powstał jednak pomysł budowy kładki. W r. 2004 rozstrzygnięto konkurs na jej projekt -- wygrała go firma Zbigniewa Śliwińskiego z Poronina. Mimo to termin rozpoczęcia budowy był odkładany. W początku r. 2006 wyłoniony został w końcu wykonawca (konsorcjum trzech firm). Kładkę zaprojektowano jako "konstrukcję podwieszaną z jednostronnym pylonem i zakotwiczeniem odciągów po stronie polskiej". Drewniana nawierzchnia kładki będzie miała 2,5 m szerokości i 176 m długości. Planowany koszt inwestycji to 2,6 miliona zł.
Most na Dunajcu ułatwi życie polskim turystom. Będą oni mogli korzystać z tańszych propozycji spływu przełomem po słowackiej stronie (250 koron za dorosłego i 120 koron za dziecko do 12 lat). Otworem staną Pieniny Słowackie, pojawi się możliwość połączenia wycieczki Drogą Pienińską z wariantem powrotu np. przez Przełęcz Snozkę.
Zamki Orawskie -- otwarcie sezonu
W cieszących się wielka popularnością Zamkach Orawskich 1 maja zainaugurowano kolejny letni sezon. Zwiedzanie kompleksu zajmuje 2 godziny. Wejścia w dużych grupach z przewodnikiem, w maju i wrześniu w godz. 8.30--17, w czerwcu 8.30--17.30, w lipcu i sierpniu w godz. 8.30--18, w październiku 8.30--16. Pomiędzy 1 listopada a 31 marca kompleks będą mogły zwiedzać tylko zgłoszone wcześniej wycieczki. W kwietniu obiekt będzie nieczynny. Wstęp płatny: 100 Sk (ulgowy 60 Sk). Dzieci do 6 lat bezpłatnie. Tel. 042144/581-61-11, fax 581-61-30, www.muzeum.sk. Jest pewna nowość: zwiedzającym udostępniono zamkniętą przez ostatnie 13 lat kaplicę Św. Michała. Wybudowana w latach 1610--11, jest ona miejscem ostatniego spoczynku Jerzego (Georga) Thurzo, jego żony i dwojga dzieci. W odrestaurowanym wnętrzu można podziwiać wielki ołtarz patrona kaplicy, epitafia i malowidła ścienne.
Ferraty w Tatrach?
Na Słowacji powrócił temat poszerzenia możliwości wycieczkowych dla turystów górskich w Tatrach. W początku maja, z inicjatywy Stanislava Klaučo i Mikuláša Argalácsa, powstało nowe stowarzyszenie społeczne pod nazwą "Tatranské chodníky". Stawia sobie ono za cel przebudowę istniejących zaniedbanych lub zniszczonych szlaków, a także ponowne udostępnienie dawnych ścieżek turystycznych, które na razie pozostają poza siecią znakowanych dróg. Na pierwszy ogień miałyby pójść oba chodniki na Lodową Przełęcz, z Doliny Pięciu Stawów Spiskich i z Doliny Jaworowej. Są one rzeczywiście w opłakanym stanie. Działacze stowarzyszenia przewidują ich rekonstrukcję, oraz częściową zmianę przebiegu z przesunięciem z usypistego stożka piargowego na lite skały. Kolejny projekt, przewidziany do realizacji jeszcze w tym roku, to budowa nowej ścieżki z od Zielonego Stawu Kieżmarskiego przez Dolinkę Dziką na Baranią Przełęcz (zdjęcie) i w dalej w dół do Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Na Baraniej Przełęczy ma się odgałęziać szlak na Baranie Rogi. Według deklaracji Stanislava Klaučo, o przebiegu chodnika zadecyduje komisja złożona z naukowców, pracowników TANAP i HZS. W kolejnych latach stowarzyszenie "Tatranské chodníky" chce wyznakować ścieżki m.in. na Szczyrbski Szczyt, Świstowy Szczyt, Furkot. Wśród postulatów znalazła się też propozycja zobowiązania oficyn wydawniczych do oznaczania na mapach trudniejszych odcinków szlaków.
Inwazja kornika
Mimo intensywnych prac porządkowych, po słowackiej stronie Tatr na ogromnych przestrzeniach wciąż czekają na uprzątnięcie wiatrołomy. Pracownicy TANAP spodziewają się tego lata rekordowych lęgów kornika. Kornik drukarz to rozpowszechniony w całej Europie szkodnik. Jest to chrząszczyk, który osiąga 4,2--5,5 mm długości. Ma on ciało walcowate, lśniące i rdzawo owłosione. Atakuje osłabione drzewa, preferuje starsze drzewostany, liczące powyżej 60 lat. Bardzo chętnie opanowuje wiatrołomy, nie gardzi też ściętym drewnem. Bytuje w świerkach, ale w drzewostanach świerkowych z udziałem innych drzew iglastych zasiedla też sosnę i modrzew. Korniki drążą chodniki w korze drzew, tam samice składają jaja, z których potem rozwijają się larwy. Do rójki (lotu godowego owadów) dochodzi nawet kilka razy w ciągu roku. Pierwszą tegoroczną rójkę w Tatrach zanotowano już w kwietniu. Pracownicy TANAP rozpoczęli działania zapobiegawcze. W ubiegłym roku na obszarze TANAP ustawiono 3600 pułapek feromonowych. Feromon, środek zwabiający korniki, zachęca je do wejścia do wnętrza pojemnika, skąd są systematycznie usuwane i niszczone. Pułapki feromonowe pozwalają unicestwić do 30% populacji tego szkodnika. Pełnią też rolę prognostyczną -- po ilości odławianych owadów łatwo jest określić stopień zagrożenia. Najgorsza sytuacja jest w Dolinie Białej Wody, gdzie pozostały do usunięcia wielkie połacie powalonych drzew. W pierwszych dniach maja do każdej z tamtejszych pułapek w ciągu 2 dni trafiało 8--10 000 korników.
Na Słowację z polisą
Jak już informowaliśmy, od 1 lipca 2006 w górach Słowacji wszystkie akcje ratownicze będą prowadzone odpłatnie. W związku z tym trzy duże towarzystwa ubezpieczeniowe obecne na słowackim rynku (Union, Generali i Allianz) przygotowują specjalne polisy. Union zaplanowała dwa typy ubezpieczenia: dla turystów w mniejszym stopniu narażonych na niebezpieczeństwa, którzy poruszają się tylko po znakowanych szlakach i dla tzw. turystów wysokogórskich (w tej grupie znajdą się amatorzy wycieczek poza szlakami, taternicy, speleolodzy, przewodnicy górscy, narciarze). Stawka dzienna ma wynosić 15 koron za dzień w grupie pierwszej i 30 koron za dzień w grupie drugiej. Nieco mniej zapłacą osoby zameldowane w schroniskach, hotelach i pensjonatach. Nie jest jeszcze ustalone, czy wysokość dziennej stawki będzie zależała od pasma górskiego. W Allianz opłata będzie jedna, niezależnie od grupy górskiej. Klienci będą podzieleni na trzy grupy: turyści piesi, miłośnicy sportów zimowych i amatorzy adrenaliny czyli sportów kryjących zwiększone ryzyko. Podstawowa stawka to 20 koron za dzień, "sportowcy" zapłacą nieco więcej. Allianz zaproponuje też ubezpieczenie na cały rok. Polisy będzie można wykupić w wielu miejscach: w punktach informacji turystycznej, hotelach, kantorach, również za pośrednictwem internetu.
Monika Nyczanka
26.05.2006 MAKALU I ANNAPURNA 05/2006 (60)
Ania na szczycie
Zadzwonił do nas z tą dobrą wiadomością Marek Maluda z Poznania, w godzinę później potwierdziły ją światowe strony internetowe. "Summit Day on Makalu" -- głoszą tytuły. Jurkowi Natkańskiemu szczęście, niestety, nie dopisało: z powodu kłopotów zdrowotnych musiał poczekać na Anię na wysokości 8400 m, czyli tuż pod wierzchołkiem (8463 m). Polska dwójka nie była w strefie śmierci sama -- równolegle wchodziło na Makalu 5 alpinistów włoskich, którzy zostawili na górze pobłogosławiony przez Dalaj Lamę Puchar Pokoju. Anna Czerwińska należy do kilku światowych rekordzistek pod względem liczby zdobytych ośmiotysięczników. Weszła do tej pory na następujące:
30 czerwca1983Broad Peak -- Rocky Summit (8030 m)
15 lipca1985Nanga Parbat
22 maja2000Mount Everest
6 października2000Shisha Pangma -- wierzchołek centralny
21 maja2001Lhotse
25 września2001Cho Oyu
2 sierpnia2003Gasherbrum II
25 maja2006Makalu
W jej dorobku ważne miejsce zajmuje dokonane 5 lipca 1979 r. pierwsze wejście kobiece i drugie (!) w ogóle na wspaniałą Rakaposhi (7788 m) w Karakorum. Makalu należy do trudnych szczytów i pań weszło na jego wierzchołek tylko kilka (pierwsza była w r. 1990 Amerykanka Kitty Calchoun). Za 2 dni powinniśmy usłyszeć Anię i Jurka z bazy i poznać bliższe szczegóły wejścia.
Wiadomość z Annapurny
Po kilku dniach niepokojącego milczenia, w środowy wieczór wreszcie odezwał się zespół Piotra Pustelnika z Annapurny. Informacje są na razie skąpe, wiemy jednak to, co najważniejsze: cała czwórka jest już w bazie. Na główny szczyt (8091 m) wszedł 21 maja tylko Słowak Peter Hamor, Pustelnik i Morawski dotarli do wierzchołka wschodniego (Annapurna NE, 8010 m), gdzie musieli zrezygnować z bliskiego już celu, aby udzielić pomocy jednemu z dwu wspinaczy tybetańskich, którzy dołączyli się do ich grupy. Wspinacz ten nagle zaniewidział, co na ośmiu tysiącach może oznaczać śmiertelne zagrożenie atakiem obrzęku mózgu. Jak widać, wszystko skończyło się szczęśliwie. Tygodniowa przerwa w łączności, która kosztowała nas tyle nerwów, spowodowana była wyczerpaniem się baterii w telefonie. Tyle na razie w MountEverest.net.
18.05.2006 SEZON W GÓRACH WYSOKICH 05/2006 (60)
Z ostatniej chwili
W "główce" do naszych doniesień podaliśmy informację, że polska wyprawa (Falvit Expedition) podąża z obozu III w stronę szczytu Everestu. Wczoraj (17 maja) osiągnęła ona Przełęcz Południową i o północy wyruszyła do ostatecznego ataku. Dzisiaj (18 maja) od rana dzienniki radiowe i telewizyjne podają sensacyjną wiadomość: Martyna Wojciechowska, znana podróżniczka i dziennikarka telewizyjna, stanęła wraz z kolegami na szczycie Everestu i jest trzecią polską zdobywczynią najwyższego szczytu Ziemi -- po Wandzie Rutkiewicz (1978) i Annie Czerwińskiej (2000). We wczorajszej wypowiedzi z Przełęczy Południowej Martyna Wojciechowska mówiła o swoim (i kolegów) znakomitym samopoczuciu -- z powrotem ze szczytu do bazy nie powinno więc być kłopotów. Równolegle podawana jest wiadomość, że na szczyt wszedł Japończyk, który poprawił rekord wieku Everestu. Natomiast sprostowania wymaga podana przez nas wiadomość o zjeździe na nartach dwóch dwójek: niestety, jeden ze zjeżdżających -- Szwed Tomas Olsson -- spadł podczas krótkiego zjazdu na linie i zaginął. W dzisiejszym serwisie MountEverest.net ukazał się duży tekst o Polakach na Annapurnie i poczynaniach wyprawy Piotra Pustelnika.
Ten sam portal opublikował obszerniejszą informację o polskim wejściu, zatytułowaną: "Falvit summit success". Wynika z niej, że wraz z Martyną Wojciechowską szczyt osiągnęli Bogusław Ogrodnik (41, kierownik wyprawy), Janusz Adamski (37), Tomasz Kobielski (33), Dariusz Załuski (47) oraz 3 Szerpowie -- Ang Dorjee, Phur Tenji i Mingma Sherpa. Jak podano, rosyjski uczestnik wyprawy, Jurij Jermaczek, "nie zjawił się jeszcze na szczycie, ale powinien być blisko niego". Oficer łącznikowy R. D. Pandey nie umieścił go w swoim raporcie, jednak o jego wejściu doniosły rosyjskie strony internetowe -- jako jedyny z zespołu szedł bez tlenu i był nieco wolniejszy. Wszyscy wrócili na Przełęcz Południową. Z planowanego trawersowania szczytu z południa na północ zrezygnowano wobec braku zgody władz chińskich.
Tymczasem na Annapurnie zespół Piotra Pustelnika wszedł na wschodnią grań i ustawił tam obóz, jednak silny wiatr zmusił alpinistów do powrotu na wysokość 6200 m.
Ziemia Ognista 2006
W lutym 2006 r. wraz z dwoma młodszymi towarzyszami: Krzysztofem Marchlewiczem i Dominikiem Sikorowskim bawiłem na Ziemi Ognistej. Naszym założeniem było powędrowanie w Cordillera Darwin.
Możliwości dostania się w te góry szukaliśmy dopiero w Punta Arenas. Rozmowy z miejscowymi rybakami postępowały zbyt wolno, wobec czego zdecydowaliśmy się na wariant alternatywny i 1 lutego wyruszyliśmy na pokładzie niewielkiego promu, pływającego raz w tygodniu do Puerto Williams. Po 34 godzinach zeszliśmy na ląd na południowym brzegu Isla Grande Tierra del Fuego, u wylotu zatoki Yendegaia, na wschodnim krańcu Cordillera Darwin, o kilka kilometrów od granicy argentyńskiej. Znalazłszy się tam, wytknęliśmy sobie program, m.in. w oparciu o informacje uzyskane od dwuosobowego posterunku carabineros: przejść nad Lago Fagnano, do którego północnego brzegu zbliża się budowana droga; miała ona umożliwić nam powrót do cywilizacji. Po drodze planowane były dwa kilkudniowe postoje.
Pierwszy z nich rozpoczął nasz pobyt w tamtejszych górach -- po trzydniowym domarszu stanęliśmy u czoła lodowca Stoppani, skąd chodziliśmy w kierunku wschodnim. Planowana działalność górska została zredukowana do skromnego minimum -- gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy zerwy skalne i lodospady Cerro Bove, jasne było, że przerastają one nasze kwalifikacje oraz możliwości sprzętowe, przede wszystkim zaś czasowe. Krzysztof skomentował ten widok lapidarnym: "marzenia karleją". Dorobek nasz ograniczył się do dwóch "pipantów" w bocznych graniach. Po sześciu pięknych dniach wróciliśmy do złożonej niżej reszty żywności i ruszyliśmy ku północnemu wschodowi, wędrując w górę Valle Lapataia, a następnie nad fiordy Bahia Perry i Seno de Almirantazgo. Tempo poruszania się było bardzo wolne, o czym stanowiły rozliczne trudności terenowe: gęste lasy, stromizny (nieraz jedno i drugie łącznie), bagniska powstałe wskutek intensywnej działalności bobrów, wreszcie potoki które trzeba było przebywać w bród. Niekiedy zysk z całodziennego marszu nie sięgał na mapie dziesięciu kilometrów. Z tego względu musieliśmy zrezygnować z drugiego postoju, zaplanowanego w okolicach Cerro della Vedova. Nie pozbawione dramatyzmu sforsowanie wpław przepięknej Rio Azopardo otworzyło nam drogę do mocno już upragnionej "mety" na północnym brzegu Lago Fagnano.
Zanim dotarliśmy do budowanej przez wojsko drogi, zagościliśmy krótko pod dachem domu, który blisko dwadzieścia lat temu w tym przepięknym pustkowiu zbudował German Genskowski, prawnuk przybysza z Polski. Wzbudził w nas wielką sympatię -- tak dalece, że Dominik, który i tak zamierzał przedłużyć pobyt w Ameryce Południowej, wrócił tam z Punta Arenas i przez miesiąc był u niego peonem. Don German bardzo nierad jest temu, że droga zbliża się do jego domostwa, co niebawem przyniesie koniec życiu w pustce i spokoju. "Prawda -- przyznaje -- komunikacja będzie łatwiejsza, a moja żona już nie bardzo może jeździć te 60 kilometrów konno. Ale..."
Dla nas natomiast budujący drogę oddział wojsk inżynieryjnych był nadzieją na "okazję" mogącą nas dowieźć do Punta Arenas. Rzeczywiście tak się stało -- po telefonicznym (przez telefon satelitarny z obozu wojskowego nad Lago Deseado) przełożeniu o dobę naszego lotu do Santiago de Chile, dotarliśmy do Punta Arenas. Na przesiadkę w Santiago następnego dnia mieliśmy cztery godziny.
W czasie naszej 19-dniowej wędrówki pogodę mieliśmy na ogół dobrą, nieraz wręcz bardzo dobrą. Temperatury porównać można było z tatrzańskim wrześniem. Odbiegało to od relacji innych wypraw w tamte strony. Choć w jakimś stopniu wynikać mogło z faktu, że znaleźliśmy się po wschodniej stronie Cordillera Darwin, której bariera być może osłaniała nas od idących znad Pacyfiku wiatrów i deszczów.
Tomasz Schramm
Wiosną w Alpach Austriackich
Aby uniknąć tłoku w Tatrach podczas długiego majowego weekendu, wybraliśmy się -- tak jak to czynimy ostatnio co roku -- w Alpy Austriackie. Iwona, Marek Grochowski, Piotr Pietrzak, Jacek Komosińki i ja tworzyliśmy grupę szturmową, wyposażoną w rakiety śnieżne, bo śniegu w tym roku było w Alpach w maju co niemiara (podobnie zresztą jak w Tatrach). Naszym pierwotnym celem był Hochtenn (3368 m.) w Wysokich Taurach. Ale warunki na podejściu do Schroniska Gliwickiego (Gleiwitzer Huette) zmusiły nas do zmiany planów. Do schroniska (a nawet w jego okolice) nie zdołaliśmy dotrzeć, bo przez trzy doby poprzedzające nasz przyjazd, w Alpach Wschodnich nieźle waliło śniegiem. Ponieważ prognozy pogody były niezłe (na szczęście sprawdziły się), poszukaliśmy górskich wrażeń w nieznanych nam dotąd Schladminger Tauern, leżących na południe od grupy Dachsteinu. Z parkingu (900 m.) podeszliśmy, w końcówce na rakietach, do Preintaler Hütte (1657 m). Warto dodać, że schronisko to ma kiepskie pomieszczenie zimowe, ale żyć się w nim da, zwłaszcza, że cały czas mieliśmy piękną pogodę. W dniu 4 maja po wspaniałym firnie wdrapaliśmy się nad ranem na Schneider (2328 m.) -- taki tamtejszy Krywań. A towarzysko wyjazd był jak zawsze -- palce lizać!
Za miesiąc, wzmocnieni o innych seniorów (m.in. Marek Janas, Andrzej Piekarczyk) i kilku dobiegających sześćdziesiątki młodzieńców -- jedziemy w Kaukaz, na Kazbek.
Andrzej Baron Skłodowski
Drugi etap "Tryptyku"
Ekipa Piotra Pustelnika (HiMountain Team) przysłała kolejny SMS spod Annapurny (8091 m), z biwaku w miejscu tzw. depozytu na wysokości ok. 5300 m. Komunikat jest krótki: "Jutro do góry do końca. Widzimy tylko drogę na przełęcz. Easy."
W dniu 14 maja wyprawa w składzie Piotr Pustelnik (HiMountain Team), Piotr Morawski (Marmot Team), Don Bowie (Kanada) i Peter Hamor (Słowacja) zdołała się przedrzeć przez trudny lodowiec do wysokości 6200 m, w okolicy podstawy ścian opadających z Glacier Dome i Roc Noir. Tu zostawiono depozyt (wyprawa Kukuczki z 1988 roku miała mniej więcej w tym miejscu obóz I) i wrócono na 5300 m. Cały dzień (15 maja) alpiniści przeznaczyli na odpoczynek i regenerację sił przed finalnym atakiem. Słowa ostatniego SMS "...Widzimy tylko drogę na przełęcz. Easy" dotyczą dalszej drogi z 6200 m na przełęcz pomiędzy Glacier Dome a Roc Noir (rysunek), gdzie według Janusza Majera, współautora drogi, trudności rzeczywiście są mniej stresujące, choć grań do szczytu jest bardzo długa. Problemem wspinaczkowym może być natomiast przejście ze szczytu wschodniego na główny. "Tam jest dość trudno. Ja i Jurek Kukuczka nie daliśmy rady, było późno, nie byliśmy przygotowani na takie trudności i niewątpliwie na jeszcze jeden nieplanowany biwak powyżej 8000 m" -- wspomina Artur Hajzer (HiMountain Team). Ocenia się, że wspinaczka na szczyt zajmie himalaistom około 4 dni. Ewentualne wejście na Annapurnę przez Piotra Pustelnika oznaczałoby, że będzie on zdobywcą 13 ośmiotysięczników, a do pełnej Korony Himalajów pozostanie mu tylko Broad Peak, który zamierza atakować latem tego roku. Dla Piotra Pustelnika jest to już trzecia próba wejścia na Annapurnę -- dwie poprzednie zakończyły się niepowodzeniami.
Aleksandra Opieła
Powrót w zapomniany Hindukusz
Dużo się pisze o polskich wyprawach w Himalaje i Karakorum, warto więc poświęcić parę zdań planowanej na okres lata wyprawie w Hindukusz. 17 czerwca rusza ta wyprawa, w skład ekipy wchodzą młodzi ludzie -- Piotr Pawlus, Robert Szymczak, Tomasz Wawrzyniak, Tomasz Słodnik i Paweł Kulinicz -- średnia wieku grupy to 25 lat. Celem jest jeden z najwyższych szczytów Hindukuszu, Istor-o Nal (7403 m -- zdjęcie), wznoszący się w północnym Pakistanie, tuż obok Tirich Mira i Noshaka. Zdobyty został w r. 1969 przez Hiszpanów (m.in. Angladę i Ponsa), wejść miał niewiele, do dziś nie stanął na nim żaden Polak. Wyprawa -- organizowana przez KW Kraków -- jest częścią projektu (PHARE) Polish High Altitude Research Expeditions, oprócz wspinania czeka nas szereg prób i badań. Może nie zrobimy nowej drogi ani ambitnej pionowej ściany, ale kontynuacja polskich tradycji w Hindukuszu jak najbardziej zasługuje na uwagę. Więcej informacji o wyprawie znaleźć można na stronie internetowej http://wyprawy.onet.pl/10644,ekspedycja.html.
Paweł Kulinicz